Zmartwychwstanie

0
599

Zmartwychwstanie – jeśli nie ma być bajką dla dorosłych, wiarą dla naiwnych – nie może być postrzegane jako wydarzenie, które dokonuje się „gdzieś tam”. Ale musi być traktowane jako sytuacja, która dokonuje się „tu i teraz”, między nami, ludźmi. W tym sensie, że Jezus „powstaje z martwych” zawsze wtedy, gdy zdobywamy się na wysiłek, by odnaleźć go w twarzach najsłabszych, których symbolizują biblijne figury wdowy, sieroty i obcokrajowca.

Zmartwychwstanie nie jest zatem banalnym, szczęśliwym zakończeniem dramatu tylko wtedy, gdy zdobywam się na miłość bliźniego, na miłość nieprzyjaciół. Bez niej, tej miłości, wobec każdego człowieka, a nie tylko wobec matki czy kochanki, przyjaciela czy wspólnika, Jezus trwa w agonii. I choć to my, ludzie, zamordowaliśmy Boga, zarazem to my, ludzie, praktykując miłość bliźniego, doświadczamy jego zmartwychwstania.

Kto jest, zapytacie, moim bliźnim? Każdy, kto cierpi niesprawiedliwie. Każdy człowiek, który jest wykluczony i poniżony – bez znaczenia, jaki ma kolor skóry, poglądy polityczne czy orientację seksualną. Można powiedzieć: tym, co taki człowiek posiada, co stanowi o jego istocie, jest jego cierpienie. By to dojrzeć, nie trzeba kończyć najlepszych uniwersytetów, być pobożnym chrześcijaninem, muzułmaninem czy ateistą. Wystarczy otworzyć oczy! To właśnie dlatego przed cierpiącym powinno się ugiąć każde kolano, zejść na ziemię każda teologia i podporządkować się mu każda polityka. Johann B. Metz, niemiecki teolog, mówi że jedyny autorytet, jaki nam dziś został, to „autorytet cierpiącego”.

Jasne, że taki autorytet jest „słaby”. Nie ma, prócz moralnego, żadnego wsparcia: ani politycznego, ani finansowego. Tyle że – zdaniem Metza – ten „słaby” autorytet cierpiących jest „jedynym uniwersalnym autorytetem, jaki pozostał nam jeszcze w naszym zglobalizowanym świecie. Jest on jednak w tym sensie »mocny«, że ani religijnie, ani kulturowo nie można go ominąć”.

Jeśli tak, to człowiekowi cierpiącemu musi podporządkować się rozum, i to z racji swej rozumności. Inaczej zredukowałby się do czystego instrumentalizmu i czystej funkcjonalności. Cóż nam bowiem po rozumie, który jest ślepy na krzyk ofiar i lament cierpiących? Cóż nam po takim rozumie, który zapomina o przykrościach, jakich każdego dnia doświadczają ludzie? Czyż nie miał więc racji Adorno, gdy mówił: „Dać się wypowiedzieć cierpiącemu – oto warunek wszelkiej prawdy”? Czyż więc, z drugiej strony, okazanie solidarności z cierpiącym nie jest warunkiem doświadczenia zmartwychwstania? Tak jak wiara jest martwa bez uczynków, tak zmartwychwstanie bez miłości bliźniego jest przed nami ukryte.

Jarosław Makowski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here