Stany Zjednoczone Europy? Tak!

5
1613

Czy rok 2022 będzie przełomowy dla idei Federalnej Europy? Czy marzenie Winstona Churchilla, Viktora Hugo czy Konrada Adenauera ma szansę się ziścić? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak może się zdarzyć.  Wszystko za sprawą zmiany władzy tylko w jednym kraju europejskim. Jeden z rozdziałów umowy koalicyjnej pomiędzy trzema partiami tworzącymi koalicję rządzącą: SPD, Zielonymi i FDP mówi wprost o stworzeniu „federalnego państwa europejskiego”. Nowy rząd federalny odkurzył dawne idee i zapisał je w umowie koalicyjnej. Trzepot skrzydeł trójkolorowej koalicji w Niemczech spowodował burzę piaskową w Polsce. Kaczyński w „trybie pilnym” ściągnął do Warszawy największych europejskich sceptyków. Po latach ideowej posuchy, stagnacji i deficytu tożsamości, nadchodzi poważna debata o przyszłości naszego kontynentu.

Od czasu powstania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali w 1951 roku Europa kroczyła w jednym jasno określonym kierunku. Wszystko wskazywało na to, że kolejne kamienie milowe: EWG, Euratom, Maastricht i Unia Europejska prowadzą nas do jedynego logicznego rozwiązania: Stanów Zjednoczonych Europy. Nikt wtedy nie mógł przewidzieć, że po doświadczeniach komór gazowych Auschwitz, Europa może ponownie zapłonąć. Już miesiąc po odpaleniu szampanów w Maastricht, tysiąc pięćset kilometrów dalej, w Sarajewie, stolicy nowego państwa Bośni i Hercegowiny, główna ulica miasta spływa krwią i zmienia nazwę na „aleję snajperów”. Wojna na Bałkanach ukazuje, że stare upiory nie zniknęły. Żyją i żywią się tym samym pokarmem: nienawiścią, nacjonalizmem, ksenofobią i szowinizmem polanym religijnym sosem. Od tego momentu nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Kolejna reforma Unii Europejskiej odbywa się w oparach odradzających się nacjonalizmów. Traktat Lizboński, który w założeniu miał być pendolino na trasie do zjednoczonej Europy okazuje się nędzną atrapą, która zakotwicza nasz kontynent na bocznicy kolejowej. Trafnie określił polizbońską rzeczywistość pięć lat temu w wywiadzie dla Teologii Politycznej Jan Maria Rokita: (…)  traktat lizboński cofał  rozpoczęty wcześniej proces federalizacji, ponieważ jego ideą przewodnią było osłabienie w Unii metody wspólnotowej na rzecz międzyrządowej. Służyły temu kluczowe rozwiązania instytucjonalne, od powołania unijnego aparatu dyplomatycznego, uniezależnionego od Komisji i Parlamentu Europejskiego (…) Wszystko to wymyślono dla  dokonania faktycznego transferu władzy nad Europą od istniejących już instytucji quasi-federalnych, do  premierów, kanclerzy i prezydentów. Dlatego właśnie Unia po Lizbonie stała się w znacznie większym niż wcześniej stopniu płaszczyzną przetargu mocarstw, a nie organizmem zmierzającym do federalizacji.   Gdyby komuś   zależało na federalizmie –  to,  z pożytkiem dla Europy, konstruowano by wtedy kluczowe dla przyszłości kontynentu nowe polityki unijne (np. obronną, cybernetyczną, energetyczną), podporządkowując je  instytucjom wspólnotowym.   Tymczasem  ojcowie traktatu w ogóle nie byli zainteresowany najważniejszym pytaniem:  co ma być wspólne (federalne) w Europie, ale tylko tym,  jak  na nowo dystrybuować władzę pomiędzy unijnymi strukturami.

Od czasu Lizbony zmieniło się wiele, a słowo kryzys pojawiało się częściej niż sukces, współpraca, optymizm. W kolejnych krajach członkowskich wirus populizmów infekuje kolejne rządy, a fakenewsy stają się bardziej popularne niż sprawdzone, rzetelne wiadomości. Demokracje stają się ofiarami wolności socialmediów i świadomie wykorzysujących ich polityków. Prawda staje się względna.
W nowych krajach członkowskich władzę przejmują partie eurosceptyczne, populistyczne i nacjonalistyczne, które oczarowane skutecznością realpolityk Putina podważają uniwersalne wartości demokracji, takie jak wolne media czy trójpodział władzy. Europa staje się dla nich balastem. Wielka Brytania przerażona niekontrolowaną falą przybyszów z Europy Wschodniej wycofuje się. Zamyka granicę. Brak wspólnej polityki migracyjnej zamienia Europę w archipelag samolubnych polityk zagranicznych. Powstają jakieś quasi-porozumienia europejskie, w stylu Trójmorza, które jeszcze bardziej osłabiają Wspólnotę. W takim klimacie ogłoszenie niepodległości przez Katalonię nikogo już nie dziwi. Europa przestała czarować. Przegadana, nieskuteczna, coraz mniej konkurencyjna oraz mówiąca wieloma językami Europa jest przeżytkiem. Paradoksalnie odejście Angeli Merkel może być dla Europy szansą.

Dotychczas o federacji mówili głównie przedstawiciele małych państw Beneluksu, liberałowie jak Guy Verhofstadt. Nic poważnego. Margines. Zmiana nastąpiła dwa lata temu po wyborze nowej szefowej Komisji Europejskiej, która w jednym z pierwszych wywiadów oznajmiła: „Moim celem są Stany Zjednoczone Europy – zgodnie ze wzorem krajów związkowych Szwajcarii, Niemiec lub USA.” Jeżeli prawdą jest, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, to zmiana rządów w Niemczech jawi się jak potężny nalot dywanowy. Sytuacja zmieniła się diametralnie. Rząd największej gospodarki Unii Europejskiej, państwo posiadające największe wpływy w Unii Europejskiej, mówi oficjalnie: Federacja!  

Jeżeli tak, to czym ma być ta federalna Europa?

Z pomocą przychodzi Der Spiegel, który tak określa mapę drogową federalnej Europy: „Przyszły rząd federalny wzywa do stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. Po drodze chce zmienić traktaty UE – co w Brukseli jest powszechnie uważane za niemożliwe – i wprowadzić europejską ordynację wyborczą z ponadnarodowymi listami i wiążącym systemem najlepszych kandydatów”.

Wikipedia tak określa, czym jest federacja. Jest to państwo składające się z części obdarzonych autonomią (stanów, krajów związkowych, prowincji, kantonów lub emiratów), ale posiadających wspólny (federalny) rząd. Części tworzące federację posiadają zwykle szeroką autonomię wewnętrzną oraz tworzą w niektórych kwestiach własne prawa; wspólna jest waluta oraz polityka zagraniczna
i obronna.

Okazuje się, że ojcowie założyciele przez lata dosyć skutecznie wyposażyli Unię Europejską w narzędzia, dzięki którym całkiem sprawnie można stworzyć Stany Zjednoczone Europy.

Waluta. Euro jest prawnym środkiem płatniczym w 19 państwach tworzących w Unii Europejskiej strefę euro a obejmującą swym obszarem około 341 mln Europejczyków.

Polityka Obronna. Na mocy traktatu z Maastricht polityka obronna UE miała być wykonywana przez Unię Zachodnioeuropejską. Na początku lat 90. XX w. rozpoczęto prace mające na celu ustanowienie wspólnej polityki obronnościowej. W 1992 zadecydowano o utworzeniu europejskich sił zbrojnych o nazwie Forces Answerable, które miały służyć wspólnej obronie w razie zaistnienia potrzeby. Wojska te składały się z ponad 2000 jednostek i mogły być używane także przez NATO. W 1996 roku Niemcy zaproponowały włączenie UZE do UE, jednak w opozycji stała Wielka Brytania. Unia Europejska realizowała politykę obronną powoli i z licznymi oporami. Skończyło się na kilku misjach policyjnych.

Polityka Zagraniczna. Zgodnie z postanowieniami Traktatu z Lizbony, wprowadzono wiele zmian w zakresie polityki zagranicznej. Po pierwsze: powołano do życia Wysokiego Przedstawiciela Unii do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa oraz unijną służbę dyplomatyczną pod nazwą Europejska Służba Działań Zewnętrznych. Zastrzeżono jednocześnie, że polityka zagraniczna ma charakter międzyrządowy, co oznacza, że przypisano znaczną rolę państwom członkowskim w jej prowadzeniu, zaś wszelkie decyzje w tym zakresie podejmowane są jednomyślnie w trakcie szczytów Rady Europejskiej. Bardziej rozwodnić odpowiedzialności w jednym traktacie już się nie dało.

Oczywiście to nie wszystko. Federacja musi opierać się na wspólnym systemie sądowym. W tym przypadku mamy również doskonałe narzędzie jakim jest Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Póki co, nie jest właściwy w zakresie postanowień dotyczących wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa ani w zakresie aktów przyjętych na ich podstawie.

Mieszkańcy UE chcą federacji

Z badań wynika, że we wszystkich krajach UE większość obywateli chce, by kraje członkowskie UE prowadziły wspólną politykę w zakresie obronności i bezpieczeństwa (w tym aż 79 proc. Polaków).

W 27 z 28 krajów UE większość obywateli chce, by kraje członkowskie UE prowadziły wspólną politykę zagraniczną (Polaków – aż 68 proc.).

W czym zatem problem? To proste: w utracie kontroli. Gdybyśmy bowiem dotarli do istoty braku poparcia dla idei konfederacji i strząsnęli z niej bagaż nic niemówiących nam słów kluczy takich jak: Europa narodów, suwerenność, patriotyzm czy niezależność to okaże się, że chodzi tak naprawdę o posiadanie i utrzymanie nieskrępowanej władzy.  

Bardzo dobrze to widać na przykładzie naszego kraju i o dziwo, musiały nadejść rządy eurosceptycznej, populistycznej prawicy narodowo – katolickiej, aby w sposób jasny i czytelny ukazać, jak w niewłaściwy sposób można korzystać z atrybutów „suwerennej” władzy.

Czystki w sądach, podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego, nielegalne działania wobec opozycji demokratycznej, sankcje wobec niezależnych prokuratorów, obsadzenie wszystkich stanowisk w spółkach państwowych członkami partii rządzącej, drukowanie pustego pieniądza, upartyjnienie mediów państwowych i podporządkowywanie sobie mediów prywatnych, skonfliktowanie się z większością państw sąsiednich, podejmowanie działań niezgodnych z Konstytucją. Suwerenność narodu i państwa przekształciła się de facto w suwerenność partii rządzącej i jej członków.  Dobro państwa stało się jednoznaczne z dobrem partii.

Dlaczego PiS nie chce Stanów Zjednoczonych Europy?

Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla francuskiego dziennika „Le Figaro” twierdził, że „jedynym realistycznym rozwiązaniem jest budowa Europy narodów”. Wiceminister przedsiębiorczości odpowiedzialny za sprawy europejskie Marcin Ociepa w Polskim Radiu 24 mówił: „Nie ma przyzwolenia na silniejszą integrację w stronę państwa federacyjnego w Europie. Takie działania będą antydemokratyczne i spotkają się ze sprzeciwem”.

Koncepcji federalnej Europy Kaczyński przeciwstawia sojusz europejskiej prawicy. W Warsaw Summit poza samym Kaczyńskim wzięli udział: przewodniczący Fideszu premier Węgier Viktor Orban, przewodniczący hiszpańskiego Vox Santiago Abascal, szefowa francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen oraz szefowie kilkunastu konserwatywno-prawicowych partii europejskich.

– Dążenie do zmiany charakteru Unii Europejskiej wraca w postaci propozycji przedstawionej ostatnio w trakcie rokowań na temat powołania nowego rządu Federacji Niemieckiej – powiedział Jarosław Kaczyński jednocześnie doceniając jej „szczerość i wyrażenie jej wprost”. – Europa na skutek działań niemieckich ma iść ku owej federalizacji, a owa federalizacja to m.in. odrzucenie suwerenności poszczególnych państw europejskich na rzecz wspominanej w tym dokumencie suwerenności europejskiej – powiedział Kaczyński. Zauważył, że jedne państwa stracą ją bardziej, a inne mniej. – Być może niektórzy, a szczególnie Niemcy, w ogóle – dodał.

– Odpowiedzmy nie tylko słowem „nie”, ale także innym planem, inną propozycją dla Europy – mówił.

Jak zauważyli dziennikarze Rzeczpospolitej, Kaczyński apelował o przygotowanie „jakiejś odpowiedzi”. – Jakąś odpowiedź, która podtrzymywałaby zasadę europejskiej jedności, bo ona jest potrzebna jako stały zinstytucjonalizowany system współpracy państw europejskich, sięgający być może nawet w pewnych sprawach bardzo daleko. Mówię tutaj przede wszystkim o sprawach obrony, o sprawach podmiotowości Europy w sferze militarnej.

Wygląda na to, że prawica w Europie jest na tyle przerażona propozycją Niemiec, że jest gotowa nawet przyśpieszyć integrację militarną. Mogłoby to oznaczać stworzenie jakiejś formy europejskiej armii. Własna armia to elementarne narzędzie każdego suwerennego państwa. Dlaczego zatem Kaczyński zgadza się na taki radykalny krok? To proste. Rząd europejski to prawa obywatelskie. Rząd europejski to wyższość jednostki nad interesem grupy, organizacji czy nawet narodu. Rząd europejski to rządy prawa.

Można postawić tezę, że Stany Zjednoczone Europy byłyby największym wrogiem obecnie rządzącej partii w Polsce. Europejski rząd kierowałby się innymi zasadami, logiką i filozofią. Możemy zatem sobie wyobrazić, że polityką monetarną w naszym kraju nie kierowałby Adam Glapiński i zapewne nie płacilibyśmy ogromnych odszkodowań za zerwane kontrakty zbrojeniowe, gdyż zakupy broni odbywałyby się w ogromnych przetargach ogólnoeuropejskich. Rządu europejskiego nie interesowałaby racja stanu w sporze z Czechami, tylko wykonywałby wyroki sądów europejskich. Wschodnie granice Polski stałyby się autentyczną granicą federalnej Europy, a co za tym idzie: na straży polskich granic staliby pogranicznicy z Chorwacji, Belgii czy Danii. Rząd federalny prowadziłby również wspólną politykę energetyczną. Nie byłoby chaosu związanego z podwyżkami cen energii, bo decyzje dotyczące inwestycji energetycznych podejmowano by na podstawie strategii a nie pod wpływem szantażu grup społecznych czy wybujałych fantazji o potędze węglowej naszego kraju.

Stany Zjednoczone Europy nie staną się jutro. Jednak, jak uczy nas historia, po ciemnych czasach zawsze przychodzi oświecenie.  Jeżeli nasz kontynent ma ponownie ożyć, zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwo, potrzebuje impulsu. Czy federacja jest tym impulsem? Myślę, że okaże się to szybciej, niż myślimy.

Przemek Kowalewski

Autor jest absolwentem politologii i nauk społecznych na US oraz stypendystą University of Exeter na kierunku European Studies. Uczestniczył w misji obserwacyjnej OBWE podczas wyborów w Rosji w 2011 roku.  

5 KOMENTARZE

Skomentuj Prof. Toszek – polskie to be or not to be | monitorszczecinski.pl Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here