Słowa oporu – wulgaryzmy wywrotowe

1
1415
profesorka Inga Iwasiów



Słowo „wypierdalać” stało się hasłem protestów z jesieni 2020 roku.
Jednak trudniejsze jest zinterpretowanie, zintegrowanie, włączenie w język tego drugiego hasła z upodobaniem skandowanego na placach, czyli „jebać PiS”. Z czasem powstała formuła „jebać…”, gdzie w miejsce kropek pojawiały się instytucje czy nazwiska. „Osiem gwiazdek” najbardziej niosło ludzi. W pierwszych dniach manifestacji trudno było powiedzieć, czy te zawołania można połączyć z jakąś konkretną propozycją nowego układania relacji. Odnosiłam wtedy wrażenie, że cała energia idzie w język, odczuwany jako wyraz swobody i ostatecznego wypowiedzenia posłuszeństwa. Ten język scala nas jako trafny i bezalternatywny. Swoistą pracą, wręcz pracą fizyczną, było znalezienie luki, przejęcie, przechwycenie tych haseł i włożenie między nie wypowiedzi, które tłumaczyłyby, dlaczego „jebać PiS” i dlaczego „wypierdalać”.

foto: Monitor Szczeciński


„Jebać” jest o tyle trudniejsze i kontrowersyjne, że – nie ma co ukrywać – zostało przejęte z języka „kiboli”. Odczuwam to i interpretuję jako
zawołanie, o którym moglibyśmy i powinniśmy dyskutować w kontekście przemocy: jeśli odnoszący się do wymuszonego seksu wyraz stał się częścią języka protestów, to oznacza, że eksponujemy powszechnie znany mechanizm kobiecego lęku przed przemocą – i w ten sposób ją neutralizujemy. Wiele osób mówiło, że poczuło wyzwolenie: nagle znaleźliśmy się w pozycji, kiedy nie boimy się przemocowego języka, jaki
wielokrotnie był przeciw nam kierowany. W tym przejęciu dokonywała się transformacja nas jako wspólnotowego podmiotu, który oddala od siebie zagrożenie.

foto: Monitor Szczeciński


Ale oczywiście obserwujemy też dyskusję wokół tych haseł. Tę dyscyplinującą – nie wypada, tak mówi „rynsztok”. Pojawiają się głosy, że
reprodukujemy uprzedmiotowienie, które odczuwamy wówczas, kiedy „jebać” jest kierowane do nas, zwłaszcza ku kobietom czy ku podmiotom nienormatywnym. Moim zdaniem warte ryzyka są przejęcie,
zdemontowanie tego języka i wyzwalana w tym procesie energia. Jednocześnie nie chcę udawać, że nie zdaję sobie sprawy, jakie jest źródło
tego języka. Biorę * od kiboli i robię z nim, co chcę. Mogę się odwołać do osobistego doświadczenia używania tych haseł: mówi się, że przekraczają granice (dobrego wychowania?, etykiety?) – a tutaj chodzi o przekraczanie granic! Pojawia się pytanie: kto ma prawo przekraczać te granice? Kto ma uprawnienia, aby zabraniać używania tego czy jakiegokolwiek języka?

foto: Monitor Szczeciński


Próbuje się negatywnie normatywizować ten język: są jacyś „tacy”, którzy mogą tak mówić – wprost nazywano nas „tłuszczą” i „hołotą”, a „hołocie” i „tłuszczy” wolno tak mówić. Natomiast w „porządnym świecie” – w świecie regulowanym hipokryzją – wulgaryzmów używać nie wolno. Dlatego można albo rozliczać za użycie mocnych słów, albo interpretować cały protest jako taki, który poprzez język wpisuje się właśnie w nie-wspólnotę, w wyobrażoną hołotę, niemającą żadnych punktów stycznych z pożądaną, „dobrą” podmiotowością. Dyskusja o tym, czy wolno i jak wolno używać języka, pokazuje mechanizm dyscyplinowania i odbierania podmiotowości, z którym mamy do czynienia przez cały czas. Mówimy, że granica została przekroczona. Tymczasem hasła protestu nastąpiły bezpośrednio po haśle „mamy dość” i są stosowane w otoczeniu innych, o wiele bardziej pomysłowych, wysublimowanych, literackich. Jednak druga strona słyszy tylko to, co nazywa „wulgaryzmami”, i próbuje opowiedzieć ten protest jako protest osób wulgarnych. Uważam to nie tylko za nieporozumienie i nie
tylko za kryzys komunikacji. To zagranie niepoważne i nieadekwatne, lecz niestety skuteczne. Fakt, że takie zagranie jest skuteczne, stanowi dla nas ważne zadanie intelektualne. Chodzi o zrozumienie, dlaczego na ludzi działa powiedzenie, że ktoś na placu był „niegrzeczny”, bo używał wulgaryzmów, i wobec tego nie zasługuje na wysłuchanie. Pojawiają się pytania: w jakiej żyjemy rzeczywistości komunikacyjnej, co oznacza bycie obywatelką/obywatelem i co oznaczają konwencjonalne reguły językowe? Literatura mogąca dawać podpowiedzi, sondująca elastyczność języka (choćby Utwór o Matce i Ojczyźnie Bożeny Keff) nie jest czytana i nie stała się częścią kanonu nauczania w szkole (przeciwnie, szkoła osuwa się w klepanie konwencjonalnych formułek o „pięknie mowy i obyczaju polskiego”), dlatego jesteśmy karceni jak dzieci, które w drodze do toalety używają wulgaryzmów.

Prof. dr hab. Inga Iwasiów

https://www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2021/02/Jezyk-rewolucji_ostateczna.pdf

Od redakcji: „Język rewolucji” pod redakcją Piotra Kosiewskiego, Fundacja im. Stefana Batorego. Wstęp Edwin Bendyk, publikacja zawiera kilkadziesiąt tekstów m.in. Agnieszki Graff, Katarzyny Kasi, Bartka Chacińskiego, Franciszka Sterczewskiego.

1 KOMENTARZ

  1. Z całym szacunkiem dla Pani Profesor, ale moim zdaniem to jest skutek zaangażowania się młodzieży w życie społeczne. A jakim wulgarnym językiem się Ona posługuje można usłyszeć pod każdą szkołą. I nie mowa jest tu o studentach. Starsi przejęli ten sznyt, by ich do siebie nie zrazić, albo nawet się przypodobać.
    Ten cały filozoficzny wywód jest, w mojej opinii, chybiony.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here