Śladami szczecińskich Żydów

0
783

Fascynująca podróż do miejsc, których już nie ma. Opowieść o ludziach, którzy żyli w Szczecinie przed nami.

Dr hab. profesor US Eryk Krasucki we współpracy z Trafostacją Sztuki zaprosił na spacer śladami szczecińskich Żydów. Pogoda na niedzielny spacer była wręcz idealna, frekwencja – ponad 100 osób również duża. Spacer zapowiadany na godzinę, trwał ponad 2 godziny. To jednak i tak było za mało, aby w pełni poznać fascynującą historię szczecińskich Żydów. Mam nadzieję na kolejny spacer związany z opowieścią o Żydach po 1945 w Szczecinie, ulicami Niebuszewa,..

Eryk Krasucki zdecydował się opowiedzieć o miejscach związanych z konkretnymi osobami. Rozpoczął od opowieści przy TRAFO o dziewiętnastowiecznych ulicach Szczecina. W tym właśnie miejscu nieopodal kościoła Świętego Ducha skupiało się szczecińskie środowisko żydowskie. Tutaj były sklepy, warsztaty, czy nawet dom towarowy. Wśród znaczących rodzin żydowskich wyraźnie wyróżniały się rodziny Waldów, Vogelsteinów, czy Freyerów o których opowiadał prof. Krasucki.

Kolejnym etapem spaceru była ulica Podgórna i miejsce gdzie stała synagoga. Wcześniej drewniana, później, z elementami mauretańskimi, piękna synagoga szczecińska. Niestety spalona przez nazistów podczas Nocy Kryształowej w 1938 roku. Mniej więcej w tym samym miejscu, uczestnicy spaceru mogli podziwiać mural wykonywany jeszcze na ścianie Książnicy Pomorskiej przez znanego artystę ulicy „Lumpa”, Piotra Pauka. Mural przedstawia właśnie szczecińską synagogę. Jego uroczysta prezentacja planowana jest 9/10 listopada w rocznicę spalenia synagogi.

Profesor Krasucki w miejscu gdzie stała szczecińska synagoga opowiadał o jednym z bardziej znanych szczecińskich rabinów, który przybył do Szczecina z Pilzna. To fascynująca postać, jak i cała rodzina – rabin dr Heinemann Vogelstein. Cieszył się wielkim uznaniem, nie tylko wśród szczecińskich Żydów ale również wśród szczecińskiej inteligencji i przedsiębiorców. Był ważnym działaczem stowarzyszenia liberalnych rabinów, studiował we Wrocławiu a od 1880 roku aż do swojej śmierci w 1911 roku mieszkał w Szczecinie. Był zdecydowanym przeciwnikiem syjonizmu a – jak podkreślił prof. Krasucki – do śpiewania w chórze w synagodze zapraszał nawet chrześcijan. Jego żona Rosa – emancypantka i aktywistka, była wykształcona i angażowała się w pomoc kobietom. W 1894 roku utworzyła Szczecińskie Stowarzyszenie Kobiet, które skupiało się na prowadzeniu świetlic, czy pomaganiu kobietom i rodzinom ale także prowadząc działalność kulturalna i towarzyską.

Jego – w jakiejś mierze przeciwnikiem, był dr Moritz Freyer oraz jego synowie. Jedni z pierwszych prekursorów syjonizmu w Szczecinie. Mieszkali przy obecnej ulicy Tkackiej. Założyli w Szczecinie, pierwszy w Niemczech Klub Herzla – na cześć autora „Państwa Żydowskiego”, apolityczny klub dyskusyjny, którego celem było propagowanie ruchu syjonistycznego.

Kolejnym etapem spaceru „Śladami szczecińskich Żydów” był obecny Plac Colleoniego. Przy tym placu mieszkali Kate i Martin Meyer. Listy Kate pisane z obozu, po wywiezieniu w nocy z 12 na 13 stycznia 1940 roku są przerażającym świadectwem holocaustu. Pełne ciepła, dystansu ale również ukazujące tragedię, męczeństwo i śmierć niewinnych ludzi. Torturowanych, poniżanych i zabijanych tylko dlatego, że byli Żydami. Warto na tym placu zatrzymać się i pomyśleć o rodzinie zamożnych mieszczan szczecińskich żydowskiego pochodzenia, których jedyną winą było to, że byli Żydami…

Ponad 2 godzinny spacer, prof. Krasucki zakończył na Placu Grunwaldzkim. To w tym miejscu, po II Wojnie Światowej, w przychodni gruźliczej poświęcała się swojej pracy Adina Blady-Szwajger. Przyjaciółka Marka Edelmana. Wcześniej mówiła, że trzeba nieść pomoc do końca. Tak było, gdy jako młoda lekarka w Warszawie towarzyszyła dzieciom chorym na tyfus, gruźlicę czy zapalenie płuc. Kiedy zdała sobie sprawę, że dzieci którymi się opiekuje zostaną przewiezione do Treblinki lub te które miały problemy w poruszaniu się zostaną zastrzelone w łóżkach przez Niemców, podjęła decyzje, z którą pozostała do końca życia. Morfina podana jako lekarstwo… Jak pisała „to nieprawda, że wszystko jest bezcelowe. Jeżeli w tym całym piekle, wobec którego wszelkie fantazje Dantego są liryczną sielanką, można uzyskać od dziecka, które wczoraj konało, a jutro może zginie, taki ufny, promienny uśmiech – jeżeli można mu choćby na godzinę przed śmiercią dać odczuć, że nie jest samo, porzucone jak zużyty łachman, że ktoś o nie dba, że ktoś o nim myśli – to wszystko jedno, czy jest to tylko łaska cichej śmierci, czy ratowanie życia – ale to jest to, co powinno być”.

Profesor Eryk Krasucki, autor między innymi „Historia kręci drejdlem. Z dziejów (nie tylko) szczecińskich Żydów”, zakończył spacer opowieścią o Irenie Pawlewskiej – Szydłowskiej, która nie była Żydówką. Jednak wojewoda Borkowicz w 1945 roku uczynił ją pełnomocnikiem do spraw Żydów przyjeżdzających do Szczecina. A w pewnym momencie było ich ponad 30 tysięcy… Jednak to temat na kolejny spacer śladami szczecińskich Żydów.

wit

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here