Profesorka Inga Iwasiów na Placu Solidarności

0
791

Dzień Kobiet u zarania miał sens polityczny, nie był ludycznym świętem, karnawałową okazją do spotkań czy utrwalania patriarchalnej nierównowagi, w ramach której mężczyźni żartobliwie oddają kobietom na dwadzieścia cztery godziny panowanie nad światem, symbolicznie przypieczętowując je szklarniowymi kwiatami.

Pierwsze manifestacji w USA i Europie, te z 1909 roku i kolejnych lat, służyły wyrażeniu postulatów robotnic i ruchu kobiecego, przede wszystkim tych dotyczących warunków w fabrykach i zapłaty za pracę. Kobiety wychodziły na ulice, bo choć pracowały równie ciężko jak mężczyźni, były wyzyskiwane także ze względu na panujące uprzedzenia, powszechne przekonanie, iż są niepełnymi obywatelkami i powinny przyjąć z wdzięcznością miejsce przy maszynie, znosić przemoc, w tym seksualną, opiekować się dziećmi, milczeć, nie decydować w żadnej dziedzinie społecznego i indywidualnego życia.

W PRL-u ten polityczny, ekonomiczny sens 8 marca zamieniony został w odgórnie sterowaną opowieść o jeszcze jednym sukcesie realnego socjalizmu, jakim miało być zrealizowane równouprawnienie. Był to więc dzień afirmowania pracownic, matek, żon, córek i samego systemu szczęśliwości. Świętowanie powiązano ze szczodrością, z demonstracyjnym konsumowaniem dóbr. W tradycji protestów sufrażystek, emancypantek, feministek kwiaty odgrywały ważną rolę, niesione i rozdawane podczas przemarszów i wieców podkreślać miały pokojowe intencje, a także nawiązywać do symboliki natury. PRL utrwalił zwyczaj obdarowywania goździkami lub tulipanami, drogimi w marcu, kobiet przez mężczyzn, w pokrętnym nawiązaniu do rytuałów rycerskich. O ile sufrażystki niosły kwiaty, Polki, tak zresztą jak Rosjanki, miały je dostawać. Od partnera, kolegi, a od pracodawcy – bony na rajstopy. Takie to były dary, takie rytuały obfitości, jedzenia czekoladek, picia wina, odwracające sens kilkudziesięcioletniej tradycji protestów. Talony zamiast równych płac. Dzień zabawy zamiast roku faktycznej równości praw.

Moje feministyczne ósme marce zaczęły się w latach dziewięćdziesiątych, od konferencji i kongresów omawiających tradycję, sytuację i zakres roboty, którą miałyśmy przed sobą. W XXI wieku w Polsce Dzień Kobiet to Manify, będące bezpośrednią reakcją na antyaborcyjne prawo i przemocową ingerencję państwa w naszą prywatność. W styczniu 2000 roku policja wtargnęła do gabinetu ginekologicznego w Lublińcu, sprawdzając donos, iż dokonuje się tam nielegalnego przerwania ciąży. Warto wyobrazić sobie tamtą scenę, gdy mówimy dziś o prawie do ciała, o decydowaniu. Manify – te warszawskie, ale też przechodzące przez inne miasta, w tym Szczecin, gdzie bywały nietłumne – krzyczały „mamy dość” i „prawa kobiet prawami człowieka”.

Minęło dwadzieścia lat. I ponad sto dziesięć od pierwszych manifestacji robotnic. W sprawie aborcji sytuacja przypomina tę z początku XX wieku. Demonstrantki domagające się skrócenia dnia pracy, spełniania elementarnych wymogów bezpieczeństwa w fabrykach, zapewnienia opieki przedszkolnej i szkolnej dzieciom, podniesienia płac, dostępu do leczenia, praw wyborczych, wstępu na uniwersytety, zmian w prawie cywilnym czyniących z nich dysponentki majątku i wielu, wielu innych uprawnień, którymi dziś oddychamy jak powietrzem, startowały z punktu, w którym miały nadzieję, determinację i odwagę.

My dziś mamy szersze poparcie, jest nas więcej, łatwiej się komunikujemy. I mamy te wszystkie możliwości, które dla nas wywalczyły, więc zgodnie z tradycją – domagamy się tego, co niezbywalne. Choć trudno uwierzyć, że mimo naszego oporu prawo antyaborcyjne w Polsce jest jednym z najbardziej restrykcyjnych na świecie, przekonałyśmy się też o naszej sile. Mamy dość, powodujemy zmiany, nie przyjmujemy zastępczych prezentów. Koleżanki, siostry – życzę nam zwycięstwa!

Inga Iwasiów

Link do relacji video z demonstracji na Placu Solidarności i wystąpienia posłanki Katarzyny Kotuli i prof. dr hab. Ingi Iwasiów: https://fb.watch/44V_x0WNPh/

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here