Działania rządu PiS, wypowiedzi posła Janusza Kowalskiego, Zbigniewa Ziobry czy konflikt Polski z Unią Europejską na wielu polach, skłania nas do dyskusji o przyszłości UE. Jeśli dodamy do tego priorytety nowego rządu Niemiec to jesteśmy przekonani, że powinniśmy wrócić do zredefiniowania fundamentów Unii Europejskiej i kierunków jej rozwoju. Tekstem Przemka Kowalewskiego „Stany Zjednoczone Europy? Tak!” rozpoczęliśmy w Monitorze Szczecińskim dyskusje o przyszłości Europy i Unii Europejskiej. Na ten temat wypowiedzieli się: Dominik Górski, Rafał Zahorski, prof. dr hab. Jan M. Piskorski, dr hab. prof. US Bartłomiej H. Toszek, dr Shivan Fate, prof. dr hab. Bogusław Liberadzki, prof. dr hab. Stanisław Flejterski.
Wojna Rosji przeciwko Ukrainie zmieniła zapatrywania wielu europejskich przywódców. To również inna perspektywa rozmowy o przyszłości Unii Europejskiej. Poniżej kolejny głos – Jarosław Makowski:

1.
Europa ma dziś podwójny kłopot. Pierwszy dotyczy pamięci, drugi dotyczy wyobraźni. Kłopot z pamięcią polega na tym, że zjednoczona Europa zapomina, iż rodziła się w cieniu Auschwitz. Projekt zjednoczonej Europy jest dziełem pokolenia dotkniętego koszmarem II Wojny Światowej. To wtedy okazało się, że „nieludzkość jest w ludzkiej mocy”. Europę tworzyło i budowało pokolenie, dla którego wciąż żywe było piętno historii, która nosiła dramatyczne imię: Auschwitz. To było pokolenie ludzi, które powoli, ale konsekwentnie, musiało uczyć się zrozumienia siebie jako generacji żyjącej post-Auschwitz. I fakt ten musiało uwzględnić w swojej polityce, życiu społecznym i gospodarczym. Miała więc rację Hannah Arendt, gdy w 1945 r. prorokowała: „problem zła będzie zasadniczą kwestią powojennego życia intelektualnego”.
Projektodawcy Unii, Konrad Adenauer, Robert Schuman czy Alcide De Gasperi, mieli tego absolutną świadomość. To też sprawiało, że rozumieli, iż nie dziedziczą Europy po swoich przodkach, ale pożyczają ją od swoich dzieci. Wiedzieli również, że tylko działając wspólnie, mogą zbudować coś trwałego i dobrego. A działając osobno, stracą wszyscy. Słowa św. Pawła, które składają się na zasadę solidarności: by „jeden drugiego brzemiona nosił”, były – choć nie bez trudności – przekuwane w ciało. I europejska solidarność okazała się błogosławieństwem. Na tej logice zbudowano model współpracy i współodpowiedzialności, który przyczynił się nie tylko do obalenia w 1989 r. Muru Berlińskiego, ale połączenia podzielonej przez Zimną Wojnę Europy. Innymi słowy: doświadczenie zła determinowało polityczne działania Europy, by się jednoczyć i współpracować.
Problem z wyobraźnią polega z kolei na tym, że Europa przestała jej używać. Myśl o tym, jak może wyglądać „jutro”, została zastąpiona przez myśl o tym, jak wygląda „dziś”. Sukces, jakim niewątpliwie jest projekt zjednoczonej Europy podpowiadał, że rację może mieć amerykański politolog, Francis Fukuyama, który głosił „koniec historii”. Bo koniec historii oznaczał trumf Zachodu i liberalnej demokracji. Nikt nie weryfikował tej tezy, gdyż dobrze brzmiała ona w uszach zachodnich polityków i intelektualistów – dobrze, gdyż stawiała Zachód w pozycji ideowego i politycznego zwycięzcy w konfrontacji z „imperium zła”.
Europa, pozbywając się wyobrażeń o przyszłości, został uśpiona i odurzona swoim niewątpliwym sukcesem. To stan ducha europejskich elit politycznych, od Schroeder i Blaira poczynając, a na Merkel i Macronie kończąc, uczynił z Unii Europejskiej nie tyle „nowoczesne mocarstwo” mające w swoim arsenale przede wszystkim tzw. softy power, co mocarstwo bezobjawowe, skupione na tu i teraz. To pokolenie przywódców, które dorastało w „kryształowym pałacu”, ciesząc się dobrobytem i bezpieczeństwem socjalnym. Sęk w tym, że w ten sposób okazali się zaledwie sprawną „spółdzielnią spożywców”, jakby powiedział polski filozof Zygmunt Bauman, konsumującą wysiłki poprzedników i pławiącą się w nie swoim sukcesie.
2.
Dobrze zapamiętajmy ten dzień: 24 luty 2022. To data, która kończy europejskie złudzenie o „wiecznym pokoju”. To dzień, kiedy w Europie skończył się, choć sądziliśmy, że to nigdy nie nastąpi, urlop od historii. To dzień, w którym Rosja zaatakowała Ukrainę – niepodległe i suwerenne państwo. I wraz z tym aktem agresji definitywnie skończył się czas naiwności.
Czas naiwności polegał na tym, że – jeśli nawet toczyły się jakieś konflikty zbrojne – to „daleko” od naszych granic. A więc: my jesteśmy bezpieczni. Nasz styl życia jest niezagrożony. Nasze konta bankowe bezpieczne. Nasze surowce niezagrożone. Putin atakując Ukrainę zafundował Europie zimny prysznic, którego proste przesłanie brzmi: „historia wraca z całą swoją brutalnością”. Ten bowiem, kto chce brać od niej urlop, musi wiedzieć, że stanie się przedmiotem historii, a nie podmiotem dziejów. Dlatego już dziś musimy pytać, jakie lekcje płyną z tworzonego na naszych oczach nowego porządku geopolitycznego, którego Zachód nie może być już tylko biernym obserwatorem?
Po pierwsze, Zachód nazbyt optymistycznie zakładał, że Putin jest przewidywalny i racjonalny. Widzimy, że pręży muskuły, bo tak lubi, ale tak naprawdę można z nim robić interesy – szczególnie sprowadzając Rosję do roli stacji paliw dla Unii Europejskiej. Dlatego, jeszcze na kilka dni przed agresją na Ukrainę, nie brakowało głosów: „Putinowi nie opłaca się atak na Ukrainę”. To pokazuje jedno: zachodni liderzy czytali Putina i Rosję przez pryzmat naszego sposoby myślenia – opłaci się/nie opłaci się. Albo: racjonalne/irracjonalne. Putin atakując Ukrainę pokazał, że porusza się w zupełnie innej logice myślenia i działania niż Zachód. Czas to w końcu przyjąć do wiadomości, by nie przeżywać ciągłych rozczarowań. I by na tej prawdzie oprzeć budowanie Europa, która już nie życie złudzeniami, ale twardo stąpa po ziemi.
Po drugie, rosyjska propaganda przekonywała, że nie ma czegoś takiego, jak państwo ukraińskie. Dziś Putin i jego ideolodzy na własnej skórze przekonują się, że jest – a Ukraińcy odważnie i z determinacją chcą go bronić. Symbolem tej odwagi jest nie tylko prezydent Wołodymyr Zełenski, ale stali się nim też ukraińscy pogranicznicy z Wyspy Węży, którzy woleli zginąć niż się poddać armii rosyjskiej. A ich ostatnie słowa skierowane do Rosjan brzmiały: „Rosyjski okręcie wojenny, pier… się!”. Są nimi wszystkie odważne kobiety i mężczyźni, którzy wychodzą bez broni naprzeciw rosyjskich oddziałów, uzbrojonych po zęby. Dlatego wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje, że Putin może wywrócić się przez odwagę i determinację narodu i państwa, które ponoć jest sztucznym tworem.
Po trzecie, Putin liczył, że powtórzy manewr, jaki mu się udał, kiedy w roku 2014 przejmował Krym. A więc arogancja wobec Zachodu, połączona z brutalną siłą wobec Ukrainy sprawi, że w kilkanaście godzin przejmie Kijów. A w dalszych dniach będzie miał swój marionetkowy rząd. Tyle, że się przeliczył: Ukraina, na czele ze swoim prezydentem Zełenskim pokazała wolę walki. To determinacja Ukraińców, ich chęć obrony kraju, jak również sympatia opinii międzynarodowej sprawiły, że Zachód przeszedł do śmielszych działań – szczególnie w kwestii twardych sankcji wobec Putina i jego akolitów, ale także, co ważne, dozbrojenia Ukraińców. Tyle, że to za mało: już dziś Ukraina pokazuje, że powinna być członkiem NATO. I taki sygnał powinien zostać wysłany przez Zachód. Jak również, że będzie w przyszłości członkiem Unii Europejskiej. Bo, Ukraińcy walczą nie tylko o swoją wolność i niepodległość, walczą także po pokój i dobrobyt w ramach Unii Europejskiej. „Walczymy o przetrwanie – mówił prezydent Zełenski za pośrednictwem łącza wideo do europosłów. – Walczymy, by być równymi członkami Europy. Nikt nas nie złamie. Jesteśmy silni, jesteśmy Ukraińcami. Mamy pragnienie, aby zobaczyć nasze dzieci żywe. Jesteśmy dokładnie tacy sami jak wy!”. Dodawał: „Europa będzie znacznie silniejsza” z Ukraińcami, ale bez „was Ukraina będzie samotna”. Ten, kto tego nie rozumie, myślę tu teraz o obecnych liderach Unii Europejskiej, nic nie rozumie z obecnej sytuacji politycznej.
Po czwarte, dziś jednym z głównych problemów Zachodu jest wiara w swoją potęgę – mamy wszystkie narzędzia, by takich ludzi, jak Putin, sprowadzać do parteru. Ale brakuje wiary we własne siły. I przekonania, że jej źródłem jest jedność i solidarność. Jest jasne, że apetyty militarne Putina słabną, gdy spotkają jego, jaki Rosję, surowe sankcje. Nie tylko groźba sankcji, ale sankcje. Groźba ze strony Unii winna oznaczać wojnę, a nie pustosłowie. Rosja powinna być już poza systemem SWIFT. Zakaz udziału w rozgrywkach sportowych. Sankcje nie tylko dla Putina, ale dla całego jego otocznia, które podtrzymuje jego reżim. Nie tylko wstrzymanie certyfikacji, ale skasowanie Nord Stream 2. Wstrzymanie wydawania wiz dla Rosjan. Stop dla importu surowców. Jasne, że nie obejdzie się bez kosztów dla Zachodu, ale więcej i tak zapłacimy, jeśli nadal będziemy karmić rosyjskiego niedźwiedzia naszymi euro i dolarami, a Moskwę traktować jak tanią stację paliw.
Po piąte, od dłuższego czasu czekaliśmy też na głos europejskiego społeczeństwa. Wojna na Ukrainie sprawiła, że przebudził się też śpiący olbrzym, jakim są ludy zjednoczonej Europy – to Europejczycy, od Lizbony, poprzez Rzym a na Warszawie kończąc mówią do swoich liderów: „przestańcie pozorować działania, pomóżcie Ukrainie”. Podziwiając odpór i odwagę Ukraińców, obywatele Europy zdają się mówić: „jeśli nawet działania naszych rządów miałby oznaczać pogorszenie jakości naszego życia, gotowi jesteśmy na wyrzeczenia – w imię solidarności z Ukrainą”. To jest taki kryzys, który – jak uczył nas Winston Churchill, nie może się zmarnować. Ten moment, gdzie Unia Europejska ma przyzwolenie swoich obywateli, by skończyć z zależnością, jaką Rosja budowała wobec Europy, dostarczając jej tanie surowce. Unia Europejska nie stanie się mocarstwem, jakiego dziś potrzebujemy, jeśli nadal jej decyzje będą uzależnione od rosyjskiej ropy i gazu. Czas skończyć z tanią stacją paliw Rosja.
3.
Brutalność wojny w Ukrainie sprawia, że znów jesteśmy zanurzeni w historii. Ta nowa – stara sytuacja zmusza nas do uważnego spojrzenia nie tylko na złowrogą przeszłość, od której sądziliśmy, że jesteśmy już wolni, ale przede wszystkim podpowiada, że mamy nie lękać się rozbudzić wyobraźnię, by zdefiniować swoją przyszłość. „Dogmaty spokojnej przeszłości nie mają zastosowania w burzliwej teraźniejszości – powiadał Abraham Lincoln. – Okazja do zmian pojawia się rzadko, musimy dać się jej ponieść. Mamy nową sytuację, więc musimy myśleć na nowo. I działać na nowo”.
Dziś, gdy Ukraina na naszych oczach jest niszczona przez wojska rosyjskie, rodzi się w obywatelach UE coś, co czeski filozof Jan Patočka nazywał „solidarnością wstrząśniętych”. To wspólnota losu ludzi, którzy uświadamiają sobie, że pokój nie jest dany raz na zawsze. I że jednym antidotum przed powrotem koszmaru, jakim była II Wojna Światowa, jest solidarność i jedność Zachodu. Albo Zachód odbuduje się na nowo w duchu tej jedności, albo kolejny raz okaże się ślepy na „znak czasu”, jakim dla Europy jest dziś walcząca o swoją i naszą wolność Ukraina.
——
*Jarosław Makowski – filozof, publicysta, szef Instytutu Obywatelskiego, think tanku Platformy Obywatelskiej, samorządowiec, radny miasta Katowice, były radny Sejmu Śląskiego, miejski aktywista, pomysłodawca katowickiego stowarzyszenia BoMiasto, założyciel i redaktor kwartalnika „Instytut Idei”. Autor między innymi: „Wariacje Tischnerowskie” (2012), „Pobudka Kościele” (2017), „Kościół w czasach dobrej zmiany” (wydawnictwo Liberte!, 2021).