Odra zamarzła aż do samego dna

4
1762

Wydarzenia nocy z 12 na 13 lutego 1940 roku, kiedy nazistowskie władze Szczecina wysłały na pewną śmierć ponad 1100 pomorskich Żydów, wciąż znane są nielicznym. Choć tegorocznym uroczystościom nadano wysoką rangę – do Szczecina przyjechał Michael Schudrich, naczelny rabin Polski – hołd ofiarom pierwszej deportacji niemieckich obywateli narodowości żydowskiej przyszło nieco ponad 50 osób. To i tak znacznie więcej, niż przed rokiem, kiedy złożyć kwiaty przyszło czworo mieszkańców Szczecina.


Decyzja o deportacji Żydów ze Szczecina zapadła 30 stycznia 1940 roku podczas narady zorganizowanej przez Reinharda Heydricha z wyższymi oficerami SS i policji z GG w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie. Podczas spotkania uzgodnione zostały szczegóły akcji przesiedlenia Polaków i Żydów z wcielonych do Rzeszy ziem polskich do Generalnego Gubernatorstwa, jednocześnie zaplanowano osiedlanie tam Niemców bałtyckich i wołyńskich. Podjęto wówczas również decyzję o deportacji z Pomorza niemieckich obywateli narodowości żydowskiej. Uzgodniono, że akcja przeprowadzona zostanie dwa tygodnie później.

„Deportacja szczecińska” była pierwszą tego rodzaju akcją skierowaną przeciwko żydowskim obywatelom III Rzeszy’ – pisze Magdalena Dźwigał z IPN Szczecin – „ Dopatrywano się wielu powodów, dla których to właśnie Szczecin stał się miejscem pierwszych, prowadzonych na tak szeroką skalę, wysiedleń. Do kluczowych należały zapewne przesłanki wojenno-ekonomiczne. W oddalonym od linii frontu, nie narażonym w owym czasie na alianckie naloty mieście, ponownie uruchomiono stocznię (w 1927 r. zamknięto Stettiner Vulcanwerft), która rozpoczęła produkcję okrętów na potrzeby niemieckiej marynarki wojennej. Dodatkowo w niedalekich Policach ogromnym nakładem kosztów rozpoczęto budowę strategicznej dla wojennej gospodarki fabryki benzyny syntetycznej (Hydrierwerke Pölitz). Przedsięwzięcia te wymagały sprowadzenia do Szczecina wykwalifikowanej siły roboczej, a ta z kolei licznych miejsc zakwaterowania. Jednocześnie zaistniała konieczność przyjęcia i rozlokowania w mieście Niemców ewakuowanych z krajów nadbałtyckich oraz Galicji i Wołynia, których na przełomie 1939 i 1940 r. miało przybyć około 23 tys. Niebagatelne znaczenie miały tu również osobiste ambicje Gauleitera Pomorza i Naczelnego Prezydenta Prowincji Pomorskiej Franza Schwede-Coburga. To właśnie on jako pierwszy chciał się wykazać przed Fuehrerem „oczyszczeniem” swojej prowincji z Żydów”

Utrzymywana w ścisłej tajemnicy deportacja, została drobiazgowo zaplanowana i równie konsekwentnie przeprowadzona. 12 lutego 1940 r. o godzinie 20.00 członkowie NSDAP lub SA wkroczyli do mieszkań żydowskich z nakazem natychmiastowego przygotowania się do wyjazdu na wschód. Zaskoczonym szczecińskim Żydom nakazano pozostawić wszelkie klucze do szaf, skrzyń i schowków w zamkach, natomiast klucze do mieszkań i korytarzy zaopatrzone w kartki z nazwiskiem i adresem ich właścicieli oddać. Następnie zarządzenie szczegółowo określało, co należało zabrać w drogę. Tym samym do niedużej walizki pozwolono zapakować jeden kubek, sztućce, butelkę, ubrania i bieliznę. Medycy uzyskali zgodę na zabranie apteczki z lekarstwami i materiałami opatrunkowymi. Dopuszczono, by deportowani zabrali ze sobą jeden lub dwa koce oraz mogli założyć dodatkową odzież w postaci podwójnej bielizny i dwóch płaszczy. Mieli oni również zabrać ze sobą dokumenty osobiste.

Kosztowności i inne przedmioty wartościowe (pieniądze, papiery wartościowe, dewizy, książeczki oszczędnościowe oraz inne wartościowe przedmioty, tj. złoto, srebro czy platyna) zostały zarekwirowane na rzecz państwa niemieckiego. Około 03.00 w nocy 13 lutego 1040 r. przekazano aresztowanych patrolom gestapo i SD, wraz z kosztownościami i kluczami do starannie zamkniętych mieszkań. Autobusy lub samochody ciężarowe przewiozły aresztowanych na Breslauer Bahnhof na Łasztowni.

Załadowano ich do nieogrzewanych wagonów IV klasy. Czekali w nich wiele godzin na Żydów aresztowanych w innych miastach prowincji. A były to wyjątkowo mroźne noce. Jak odnotowano Odra zamarzła tamtej zimy aż do samego dna – mówił osiemdziesiąt lat później prof. dr hab. Paweł Gut podczas spotkania „Zachowani w kenkartach – 80 rocznica deportacji Żydów ze Stettina” przygotowanego przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce w Książnicy Pomorskiej w Szczecinie. Tergo wieczoru otwarto również wystawę „Obecność Nieobecnych”.

Andrzej Kotula, badacz historii szczecińskich Żydów, odnalazł opis przebiegu deportacji, opublikowany w duńskim dzienniku „Politiken” już 17 lutego 1940 r.:

„Między 3 i 4 rano, 13 lutego, Żydzi, kobiety i dzieci, niezależnie od ich wieku i stanu zdrowia, zostali przez dwa oddziały SS i SA zabrani ze swoich domów i przewiezieni na dworzec towarowy, skąd we wczesnych godzinach porannych we wtorek deportowano ich do wschodniej Polski. Wywiezieni zostali wówczas także mieszkańcy dwóch żydowskich domów opieki w Szczecinie, około 82 osób, w tym kobiety i mężczyźni powyżej 90 lat (…). Ponieważ nie byli oni w stanie samodzielnie iść, na dworzec towarowy dostarczono ich na noszach. (…) Już w czasie podróży przez Piłę (Schneidemühl), około 24 godzin po wyjeździe, trzeba było wynieść pierwsze zwłoki. Najpierw było to ciało kobiety, później ciała dwójki dzieci. Byli też inni zmarli, o czym krzyczano z okien wagonów do personelu stacji kolejowej”.

Szczegółową relację z deportacji opublikował również berliński korespondent szwajcarskiej „Neue Zürcher Zeitung”. Podał m.in. informację, że deportowanym wolno było zabrać tylko bagaż podręczny z niezbędnymi rzeczami, natomiast wszelkiej innej własności, w tym pieniędzy, kosztowności (z wyjątkiem obrączek ślubnych i zegarków, które wolno im było zabrać), nieruchomości i wszelkich pozostawionych w nich przedmiotów musieli się zrzec pisemnie w formie już przygotowanych oświadczeń. Majątek deportowanych przejęła NSDAP. Nieruchomości zajęło miasto.

Jak podał prof. Paweł Gut aresztowano tamtej nocy 1200 osób z 27 miejscowości, w tym 846 z samego Szczecina. Pokonanie 700 kilometrów, jakie dzielą Szczecin od Lublina, zajęło im aż trzy dni. Na pokonanie 180 kilometrów do Piły potrzebowali 24 godzin. Ani razu stłoczonym w wagonach więźniom nie dano nawet wody. Zmarło w trakcie tej podróży 71 osób.

16 lutego 1940 roku podciąg z deportowanymi dotarł do Lublina. Stamtąd deportowani musieli iść do nowych miejsc pobytu pieszo, ok. 20-30 km, przy temperaturze sięgającej minus 20, momentami do minus 30 stopni. Stan części z nich był krytyczny – w szpitalu w Lublinie odnotowano tego dnia śmierć 10 przybyłych ze Szczecina osób. W ciągu pierwszego miesiąca odnotowano około 80 zgonów ze szczecińskiego transportu. Listy umarłych regularnie przesyłano do prezydenta Rejencji w Szczecinie. Są one wstrząsającym świadectwem warunków życia w Dystrykcie Lubelskim, które doprowadziły do śmierci jednej trzeciej deportowanych ze Szczecina.

W Lublinie przybyłymi zajął się tamtejszy Judenrat oraz rodziny żydowskie. Lubelscy Żydzi przyjęli deportowanych do swoich mieszkań, część ulokowano w stodołach i stajniach. Oprócz warunków, w jakich przyszło mieszkać wysiedleńcom (nierzadko po 11 osób w jednej izbie), największym problemem okazał się brak środków utrzymania. Żydzi szczecińscy pozbawieni byli praktycznie swojego bagażu – wagony z walizkami zostały odczepione przez nazistów, gdzieś w drodze do Lublina. Na miejscu, zwłaszcza w sytuacji bardzo ostrej zimy 1940 r., ludzie ci byli pozbawieni praktycznie wszystkiego i żyli tylko z dobroczynności publicznej oraz z tego, co przysłali im z Niemiec krewni i znajomi. Z powodu braku pracy nie byli nawet w stanie zarobić na siebie, więc wyprzedawali nieliczne rzeczy osobistego użytku lub to, co dostali w paczkach. Płaciło się praktycznie za wszystko. Jednak do maja 1940 r. żyli – jak na tamte realia – w miarę spokojnie. Odprawiane były nabożeństwa, osoby wykształcone wzięły w swoje ręce nauczanie dzieci, odbywały się wykłady i zajęcia muzyczne, wychodziła nawet – sporządzana ręcznie – gazetka. Docierała poczta i paczki z pomocowej organizacji JOINT z Ameryki.

Jak podaje Magdalena Dźwigał „deportowani Żydzi mogli kontaktować się ze swoimi bliskimi w Niemczech. Ich opublikowane po wojnie listy zawierają przejmujące relacje ludzi pozbawionych nie tylko rzeczy materialnych, ale i odartych z godności, walczących już tylko o przetrwanie”

W maju 1940 r. wszyscy zdolni do pracy mężczyźni zostali wywiezieni i słuch po nich zaginął. Pozostali- starcy, kobiety i dzieci – zostali skoncentrowani w Bełżycach. W nocy

28 października 1942 r. rodziny zostały rozdzielone – część Żydów zdolna do pracy została wywieziona do obozów koncentracyjnych, stare kobiety i dzieci trafiły do komór gazowych. Większość, w tym chorych przebywających w szpitalu, zastrzelono na miejscu. Nieliczni pozostali w obozie pracy, który został ostatecznie zlikwidowany w maju 1943 r. (jego więźniowie zostali w większości rozstrzelani). Z 1200 przebywających tam osób, w tym ocalałych jeszcze Żydów pomorskich, ok. 300 osób ulokowano w innych obozach. Pozostałych zamordowano.
Z protokołu Reichsvereinigung z 15 lutego 1940 roku wynika, że ze Szczecina deportowano 1025 osób. Jest to jednak lista niepełna. Rzeczywistą liczbę osób deportowanych 13 lutego 1940 ustalono na podstawie spisów wykonanych przez Judenrat w Lublinie w lutym 1941 roku. Lista zawiera nazwiska 1125 osób oraz odręczne uzupełnienia (wprowadzane do maja 1942). Po uwzględnieniu podwójnych wpisów oraz faktu, że 4 dzieci urodziło się już w Lublinie, na liście pozostają nazwiska 1107 deportowanych. Tę liczbę uznaje się za najbardziej wiarygodną.

Z deportowanych w lutym 1940 r. Żydów pomorskich wojnę przeżyło kilkanaście osób. 12 lutego 2020 r. Profesor Gut mówił o 19 osobach. Znamy nazwiska 12 z nich.

Opr. Rafał Jesswein

Opracowano na podstawie:

  1. Komunikatu prasowego, przygotowanego przez Andrzeja Kotulę i Joannę Kościelną z okazji 75. Rocznicy deportacji szczecińskich Żydów (2015.02.13)
  2. Wykładu prof. dr hab. Pawła Guta „Żydzi Stettina i ich deportacja w 1940 r.” (Książnica Pomorska, 2020.02.13)
  3. Magdalena Dźwigał, IPN Szczecin „Pierwsza deportacja niemieckich Żydów do GG”