Nitras nie stanie obok „promotora złego”

0
1174

Sprawa Dymera, księdza pedofila działającego w strukturach kościoła katolickiego, ukazała hermetyczny świat relacji panujących w tej organizacji, które są jak żywcem wyciągnięte z Ojca Chrzestnego. O tym, że ksiądz Andrzej Dymer molestuje nieletnich, wiedzieli biskupi, prokuratorzy i sędziowie. Jednak przez 25 lat nie udało się skazać duchownego. Dlaczego tak się stało? Dziś wiemy dużo więcej. Przez lata „kryli” go jego przełożeni, koledzy, koledzy kolegów i politycy.

„Najdłuższy proces Kościoła” w TVN24 rozdrapał starannie ukrywaną prawdę o księdzu Dymerze i znów zrobiło się głośno. Dziennikarze przypomnieli, że Dymer wykorzystywał seksualnie osoby nieletnie, a szczecińscy biskupi wiedzieli o tym od lat. Właśnie, szczecińscy biskupi, czyli biskup Przykucki, Stefanek, Kamiński oraz obecny biskup Dzięga, wiedzieli o tym od dawna i nie tylko nic z tym nie zrobili, to jeszcze konsekwentnie „wprowadzali go na salony”. 

W 2010 nowy metropolita szczecińsko-kamieński abp. Andrzej Dzięga powierzył Andrzejowi Dymerowi budowę sztandarowej inwestycji kościelnej: domu opieki społecznej i szpitala neurologicznego w centrum Szczecina. Postawił też Dymera na czele Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II. Zrobił to pomimo tego, że dwa lata wcześniej Sąd Kościelny uznaje go winnym. Cynizm? Pokaz władzy? Jeżeli tak – to skuteczny i prawdziwy.

W Szczecinie od lat wszyscy wiedzieli o Dymerze. Prezydenci, posłowie, przedstawiciele władzy samorządowej. Wszyscy mieli pełną świadomość komu ściskają dłoń, z kim robią interesy i komu się kłaniają. Andrzej Dymer umarł. Odszedł chwilę po tym, jak sprawa na nowo wybuchła ze zdwojoną siłą. Ci, którzy za nim stali, którzy ukrywali jego obrzydliwe przestępstwa, chronili go i robili biznesy, żyją i mają się dobrze. Więcej. Uczestniczą w uroczystościach państwowych i samorządowych. Przecinają wstęgi i otwierają inwestycje. Traktuje się ich na równi z wybranymi w demokratycznych wyborach przedstawicielami władzy. Dlaczego tak się dzieje? Cóż, na niektórych zapewne działa czar władzy nad duszami wiernych, które mogą się przełożyć na głosy wyborcze. Innych wiąże ich własna wiara i religia, którą utożsamiają z ludźmi w koloratkach. Dziś to już nie jest ważne. Jeżeli bowiem polski kościół którego symbolem jest abp Dzięga,  kieruje się zasadami wora w zakonie, to trzeba to przerwać.

Zrobił to Sławomir Nitras. Lider Platformy Obywatelskiej w naszym regionie. To pierwszy taki przypadek w polskiej polityce, gdy parlamentarzysta oficjalnie deklaruje, że nie chce spotykać się z zwierzchnikiem kościoła katolickiego w regionie. Poseł wysłał list do przedstawicieli organów terenowej administracji rządowej w województwie zachodniopomorskim oraz przedstawicieli organów terenowej administracji samorządowej w województwie zachodniopomorskim, w których poinformował, że  nie będzie uczestniczył, „w żadnych uroczystościach, na które otrzyma zaproszenie, jeżeli zaproszony na nie będzie również, Ksiądz Arcybiskup Andrzej Dzięga”

Na swoim profilu w mediach społecznościowych tak uzasadnił swoją decyzję: Nie mam wpływu na to czy władze kościelne wyciągną konsekwencje wobec biskupa Dzięgi, który przez lata krył przestępstwa księdza Dymera. Nie mam wpływu na to czy prokuratura wyciągnie wobec biskupa konsekwencje. Daję jednak znak, że tak dalej być nie może.

Wielu czekało na tak zdecydowany gest. Symbol, ale jakże potrzebny. Od liderów partii, dla których wolność, równość, demokracja nie jest pustym sloganem wykrzykiwanym na demonstracji to powinien być standard. Elementarz. Granica, która oddziela demokrację od państwa podporządkowanego. Miejmy nadzieję, że inni lokalni politycy i samorządowcy pójdą śladem posła Nitrasa…

Przemek Kowalewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here