Kolejny głos w sprawie parkingowca

1
700
źródło: www.sarp.org.pl - arch. Jacek Lenart, (fot. S. Dorosiński)

Zadanie: na teraz? na następne 20 lat? na przyszłość całą!

W latach dziewięćdziesiątych minionego wieku, nieomal pięćdziesiąt lat po zniszczeniach wojennych, rozpoczęło się mozolne odtwarzanie szczecińskiego Podzamcza. Ta najważniejsza dla Szczecina przestrzeń – „rozstrzelana“ przez naloty dywanowe aliantów  i „pochowana“ na zawsze w drodze  systematycznej rozbiórki zarządzonej przez prezydenta Piotra Zarembę pod pozorem braku zabytków – zniknęła. Z gruzów Podzamcza uformowano wał podbudowy tzw. trasy nadodrzańskiej, obecnej ulicy Nabrzeże Wieleckie. To jest sarkofag Podzamcza istniejący do dziś, który kryje gruzy najstarszej części Szczecina, z całym materialnym i emocjonalnym bagażem tej spuścizny. A przestrzeń ta zniknęła jak jej wszyscy historyczni twórcy i mieszkańcy. Dla nich i dla nas, obecnych mieszkańców Szczecina, bezpowrotnie. W ten sposób za jednym zamachem usunięto najważniejszą dzielnicę miasta i szansę na przywrócenie najważniejszej przestrzeni publicznej Szczecina, najważniejszego jego placu, owego poszukiwanego współcześnie „serca miasta“ – obu nabrzeży Odry pomiędzy Mostem Długim z Mostem Kłodnym z lustrem rzeki pomiędzy nimi, którego zachodni odcinek do końca ostatniej wojny zwał się Bollwerk (pol.: Bastion). Obszar ten miał na zawsze pozostać starty z powierzchni – Podzamcze zostało splantowane pod wystawę rolniczą ziem zachodnich i północnych i zabudowane pawilonami, miasto odcięto od rzeki trasą nadodrzańską, zaś w końcu, rozpoczynając budowę w latach siedemdziesiątych XX wieku, rozjechano północną jego część Trasą  Zamkową z rozjazdami na modłę autostradową, która rozdarła ciągłość tkanki miejskiej najistotniejszych części Szczecina – Starego Miasta i Wałów Chrobrego, niejako przy okazji niszcząc bezpowrotnie rejon najstarszego dla Szczecina portu. Wszystko to w sposób niezwykle bezwzględny wdrażało hasło „wy architekci walczcie z prusactwem tego miasta – za wszelką cenę“, wypowiadane i stosowane skwapliwie w czasach słusznie minionych przez aparatczyków PZPR, gdzie w sposób oczywisty ceną były bezpowrotne straty w jakości przestrzeni i obiektów miasta, gdzie polskość miasta miała się na nim odcisnąć siłą niszczącą.

W tym świetle owa decyzja o restytucji Podzamcza, podjęta przez władze miasta niedługo po ustrojowej przemianie roku 1989, symbolizuje odwrócenie karty dziejowej w skali całego Szczecina. Oznaczała powrót do naturalnego rozwoju, do szans wyznaczonych historią, topografią i kulturą – „duchem miejsca“ po prostu. Do szans na to, co dla każdego mieszkańca miasta najistotniejsze – pięknych najważniejszych dla Szczecina miejsc. Oznaczała ostateczny odwrót od niszczenia jego piękna li tylko z powodów prostacko rozumianych narodowych resentymentów oraz stwarzała okazję na kreatywny wkład w to piękno nas obecnych polskich mieszkańców.

Nie bez znaczenia jest przy tym fakt, że ten sam czas lat dziewięćdziesiątych to najlepszy okres dla konkursów architektonicznych w Szczecinie. Organizowano ich tu wtedy najwięcej w Polsce. Jednocześnie wszczęto działania rewitalizacyjne zabudowy śródmieścia Szczecina. Realne zainteresowanie starą zabudową i przywracanie jej potrzebom wspólczesności także było nowatorskie na skalę Polski. Ta kreatywność tego okresu dawała realną nadzieję na wykorzystanie przez Szczecin „historycznego okienka“ i powrotu nad Odrę w najlepszy możliwy sposób. Udał się, tak „z marszu“, tylko pierwszy krok – zrestytuowano najłatwiej nadające się do tego kwartały Podzamcza, ale trend został wyznaczony. Odzyskiwanie wartości miejsc przez Szczecin utraconych, tak rozpoczęte, w oczywisty sposób kontynuowano – poprzez współczesną kreację architektoniczną. W drodze konkursu wybrano i wzniesiono nowy gmach filharmonii, obsypany póżniej mnogością nagród, z tą najważniejszą im. Mies van den Rohe dla najlepszego budynku w Europie, następnie tą samą drogą  obiekt Centrum Dialogów Przełomy – wybrany następnie najlepszą przestrzenią publiczną świata. Oba, sąsiadując, stworzyły jeden z piękniejszych zakątków Szczecina. Z inicjatywy środowiska szczecińskich architektów zainteresowano społeczeństwo i władze miasta Łasztownią, i jej przynależnością do struktury miasta, co wkrótce zaowocowało pierwszym po drugiej stronie Odry nowym biurowcem Lastadia i rozpoczęło mozolne zagospodarowywania obiektów po starej rzeżni, a już całkiem ostatnio konkursem ideowym na dalszy rozwoj Łasztowni. Jego rezultat przyniósł przestrzenną ideę dla tej wyspy jako „nowej“ dzielnicy Szczecina, a także dezyderat perspektywicznego usunięcia Trasy Zamkowej, jako nieefektywnego i szkodliwego w sensie miastotwórczym elementu inżynierskiego w sercu miasta.

Idąc tą drogą krok po kroku, biorąc na siebie odpowiedzialność za ład i piękno Szczecina, przeistaczamy się z do niedawna obcych użytkowników „wypożyczonego“ nam miasta w pełnoprawnych gospodarzarzy, odpowiedzialnie decydujących za jakość przestrzeni miejskiej w imię najlepszej w nim przyszłości naszej, naszych dzieci. Kryterium jakości ma tu najwyższe znaczenie, zaś czucie miejsca, ów emocjonalizm kroków w przestrzeni miejskiej – choćby tej nieobecnej od ponad półwiecza, przez większość żyjących dziś nieznanej, wyczuwanej zaledwie, fantomowej w istocie – odrodził się żywy pomimo wielodziesięcioleci znieczulania nas na piękno Szczecina. Znieczulania poniekąd odgórnie karmionego narodowościowymi fobiami. 

Tego sobie życzę w Szczecinie – wrażliwości wszystkich nas na piękno tego miasta i wraz z nią ostrożnego, ale nieustannego procesu uzupełniania jego tkanki nowymi pięknymi miejscami i nowymi pięknymi domami, a przy tym konsekwentnego usuwania elementów dysharmonizujących, wtrętów obcych w tkance miasta. Tak, by już dalej nie niszczyć obiektów, a przede wszystkim przestrzeni, lecz jedynie wzbogacać. Bo nadal w odbiorze zewnętrznym jest to miasto stworzone z pięknych obiektów i pięknych miejsc, które walec dziejów rozjechał i nikt trwałych oznak owego rozjechania nie usunął. Ale zasada „primum non nocere“ winna być stosowana z żelazną konsekwencją, a to oznacza wybory w zagospodarowaniu przestrzeni jedynie według kryterium jakości, z możliwością porównania wielu możliwych wersji. Przywołanie w tym miejscu konkursu architektonicznego jako metody badania i wyboru rozwiązania konkretnego dylematu przestrzennego wydaje się być jedynie wlaściwe. Bo tylko on daje te pożądane najznakomitsze rezultaty, o czym żadne chyba miasto w Polsce nie przekonało się bardziej od Szczecina. I żadne obiektami z konkursów wlaśnie nie zostało tak gwałtownie wywindowane w hierarchii miast europejskich.

Życzę więc byśmy na trwale uwierzyli, że piękno architektury, tej starej i tej współczesnej, piękno przestrzeni miejskich tą architekturą tworzonych są przeznaczeniem i znakiem rozpoznawczym Szczecina. I żeby to stało się faktem, życzyłbym na wszystkim byśmy stworzyli politykę architektoniczną miasta i z niej uczynili trwały wehikuł jakości funkcjonowania Szczecina. To jedyna szansa na to by architektura pozostała znakiem rozpoznawczym Szczecina na dłużej. Żeby chaos decyzyjny nie doprowadzał ustawicznie do irytujących wszystkich przypadków dewastacji przestrzeni, żeby środki publiczne przeznaczano na obiekty użyteczne, ale przy tym piękne, żeby z obiektów różnych komponować przestrzenie publiczne spójne, nam służące i piękne zarazem, nie przestrzenną kaszę.

Polityka architektoniczna miasta to m.in. powszechność jakościowego myślenia o przestrzeni miasta i partycypacyjny charakter dyskusji o przestrzeniach miejskich, ale także wyprzedzający przemiany całościowo rozumiany proces planistyczny i przewidywanie urbanistyczne węzłowych problemów i przestrzeni dla rozwoju miasta. To metodologia dbałości o detal, mebel miejski finansowany z budżetu mieszkańców, ale i wyłącznie jakościowe kryteria wyboru rozwiązań i ich autorów konkursem przy zamawianiu finansowanych przez miasto budynków, przestrzeni publicznych placów czy ulic, bądź urządzeń czy obiektów infrastruktury publicznej jak pętla tramwajowa czy spalarnia odpadów. Pojęcie to może być szerzej bądź węziej rozumiane, ale zawsze mając na celu takie zarządzanie środkami publicznymi budżetu miasta oraz polityką inwestycyjną własną i sektora prywatnego by w przestrzeni publlicznej, w urbanistyce miasta i w jakości obiektów architektonicznych uzyskać maksimum dla dobra wspólnego.

Polityka architektoniczna miasta winna usystematyzować i ustabilizować wszelkie kroki w zagospodarowywaniu przestrzeni miejskiej w relacjach mieszkaniec – inwestor – wspólnota (gmina), znacząco zwiększając pole zaufania wzajemnego.

Że jest to problem dowodzi ostatni okres, gdzie unieważnienie pod pretekstem protestów mieszkańców wyniku konkursu na Plac Orła Białego bez wypłacenia nagród uczestnikom zachwiało zaufaniem inwestorów do wspólnoty i gdzie powrót do tematu w postaci prostego przetargu na cenę dla wyłonienia projektanta tego placu – z kryteriami wyboru tak kuriozalnymi i odległymi od jakości spodziewanego rozwiązania, jak oferowana wysokość kar umownych czy oferowana ilość spotkań w trakcie – spowodowało jeszcze większe rozczarowanie celem i jakością procesu kształtowania odnowy miasta. Zupełnie zaś załamało stan zaufania do działań gminy ogłoszenie przetargu na projektanta garażowca lokalizowanego w sąsiedztwie przebiegu trasy zamkowej. Nie dość, że wybór przetargiem na cenę, to przewidywany obiekt ma być ogromny, konkurujący bryłą z Zamkiem i gmachem Muzeum Narodowego na Wałach Chrobrego, zaś lokalizacja zaskakująca szokowo. W miejscu wymagającym szczególnej maestrii w posługiwaniu się skalami brył proponuje się utrwalenie funkcji komunikacyjnej, rozjeżdżającej miasto, z perspektywą nieusuwalności na pokolenia. To, że ten obiekt nie powinien się tam nigdy znaleźć autorzy pomysłu potwierdzili, ustalając dla niego swoistą czapkę-niewidkę z zieleni. Znalazł się dokładnie w miejscu, w którym zauważaliśmy szansę na powolne usuwanie przeskalowanych inwazyjnych konstruktów komunikacyjnych. Chaos, który nie powinien się zdarzyć i z którego winniśmy się jak najszybciej, możliwie po angielsku wycofać. Trudno dziwić się głośnym oznakom sprzeciwu.

Takie działania nasuwają wątpliwość, czy znowu nie wraca czas wygumkowywania szans na jakość w przestrzeni Szczecina, czy znowu jakaś zmutowana forma „walki z prusactwem tego miasta“ nie położyła klapek na oczy decydentom działającym w imieniu swoiście rozumianego ładu przestrzennego, „narodowego w formie…“? 

Przyjęcie przez Szczecinzasad polityki architektonicznej miasta zwiększyłoby odporność na takie wahnięcia, dałoby stabilność celu. Byłby przedmiotem zazdrości miast Polski, bo żadne się na taki krok nie zdobyło w przeciwieństwie do wielu miast europejskich, ale też żadne jak Szczecin nie ma w swych rękach tylu dowodów, że to się po prostu opłaca. I nie byłoby takich chwil trudnych dla Prezydenta, by zmuszony był stwierdzić, że Filharmonia trafiła się mu przypadkiem. Jakość przestrzeni stawałaby się faktem świadomie, zasłużenie i z korzyścią dla nas wszystkich.

Jacek Lenart architekt

1 KOMENTARZ

Skomentuj Dlaczego miasto nie słucha architektów? | monitorszczecinski.pl Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here