PiSowski walec odpala silniki.
Jeszcze przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej nie zdążył ogłosić zwycięstwa Dudy, a już pretorianie rewolucji „dobrej zmiany” ogłosili program na najbliższe trzy lata. Bez owijania w bawełnę. Bez półsłówek. Na twiterze pierwszy zaćwierkał Janusz Kowalski, wiceminister w Ministerstwie Aktywów Państwowych, „jastrząb” z Solidarnej Polski: „ Na nic jęki III RP – dotrzymamy słowa: NIE dla Green Deal, repolonizacja mediów, reforma wymiaru sprawiedliwości i samorządu terytorialnego – czas na rozbicie wielkomiejskich księstewek PO!”
Dziwne, bo Duda w swojej kampanii nawet się nie zająknął na temat reformy samorządu terytorialnego, czy repolonizacji mediów. Pytany o Europejski Zielony Ład odpowiadał: „Chcemy transformacji, bo chcemy czystego powietrza, chcemy chronić klimat, chcemy zachować wszystkie dobra, także dobra środowiska dla przyszłych pokoleń i dla tych najmłodszych i dla tych, którzy jeszcze przyjdą.” Co się zatem stało w ciągu tych kilku godzin? Skąd ta zmiana?
Otóż żadna zmiana. Finał kolejnego show, które musiało się odbyć, nie przynosząc strat dla PiS. Jednocześnie ostatni przystanek, który spowalniał realizację programu „wielkiej narodowej zmiany”. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy nasz kraj był miejscem w którym odbywała się permanentna kampania wyborcza. Wybory do samorządu, później do Parlamentu Europejskiego i na koniec wybory prezydenckie. To musiało mocno irytować pisowskie jastrzębie, które nie mogły wznieść się wysoko w przestworza. Walka na kilku frontach, mogłaby spowodować straty wśród kolejnych grup społecznych. W kampanii wyborczej byłoby to niewybaczalne. Wystarczyły problemy z Unią Europejską z powodu reformy wymiaru sprawiedliwości.
Teraz inna sprawa. Można złapać głęboki oddech. Rewolucja Kaczyńskiego potrzebowała prezydenta i czasu. Teraz ma i jedno i drugie.
Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i KRS, zostały już właściwie „zreformowane”. Pozostały jeszcze media, samorządy i…uniwersytety. Stanisław Janecki, prawicowy publicysta związany z TVP Info, tygodnikiem „W Sieci” i „WPolityce.pl”, gorliwie włączył się w licytację na twiterze przestrzegając i wskazując kolejny cel: „Przez pięć lat uczelnie wyprodukują kolejne setki tysięcy lemingów i będzie tylko gorzej. Uniwersytety to największa reduta neomarksizmu, a tzw. reforma Gowina tylko to umocniła.”
Zwycięstwo Dudy nie tylko zagwarantowało ciągłość władzy zjednoczonej prawicy, ale co więcej niebezpiecznie rozzuchwaliło prawicowych bulterierów w wyścigu na ogłaszanie coraz to bardziej radykalnych sposobów rozprawienia się z opozycją. Opozycją, która co prawda przegrała, ale nie upadła na deski. Wykreowała nowego przywódcę, który stał się nadzieją młodych. To oni w zdecydowanej większości na niego głosowali. To oni stanowią najbardziej dynamiczną część naszego społeczeństwa. To w ich rękach jest przyszłość tego kraju…i to właśnie oni będą za trzy lata głosować. Całkiem logiczne, z punktu widzenia każdego prawdziwego Polaka, jest zatem wprowadzenie szybkich i radykalnych działań, które zagwarantują „dobrej zmianie” władzę na pokolenia. Jednak czas nagli.
Jak to zapewnić? Kowalski i Janecki mają taki pomysł – odbierzmy Polakom prawo do wybierania swoich przedstawicieli w ich lokalnych małych ojczyznach i wstawmy w ich miejsce naszych komisarzy, zlikwidujmy wolne media i usuńmy „podejrzanych” nauczycieli z wyższych uczelni, by nie zarażali młodych umysłów wywrotowymi poglądami. Proste i skuteczne rozwiązanie. Więcej, taki projekt już raz się udał. Trwał ponad pięćdziesiąt lat. Nazwali go PRL.
Przemek Kowalewski