Za siedmioma górami
Za lasami siedmioma
Było sobie państewko
Pod rządami gnoma.
Władca był absolutny
Miał władzę, niszczył wrogów;
Lud go wielbił okrutnie
Za michę pełną pierogów,
Za igrce i igrzyska
Oraz za to, że władca
Rozdawał swoim podwładnym
Narodowe bogactwa.
Cieszył się lud powszechnie
Tym tanim dobrobytem:
Nie trzeba się wysilać
Tylko stać nad korytem.
„Oby rządził nam wiecznie!
Cel jasny mu przyświeca,
A tych co narzekają
Niech Pan Bóg ma w opiece!”
Tak śpiewał lud kontenty
Tańcząc wokół ogniska,
A gnom swych oponentów
Wystawiał na pośmiewisko.
Rechotał więc tłum radośnie
Słychać go było z oddali;
Gnom łypał złym okiem na boki
Nie wszyscy się bowiem śmiali.
Nie wszystkich bawiły jasełka
Skrojone na ludu modłę –
Robiło się coraz smutniej,
Robiło się coraz głodniej.
Trza było dokręcić śrubę,
Ukarać delikwentów.
Pretorian rosły szeregi
Malały rzesze petentów.
I trwałby gnom przy władzy
Ku wiecznej swej szczęśliwości,
Zapomniał jednak biedak
O boskiej opatrzności.
Ta – na którą liczył,
Na którą się powoływał,
Której, jak opium dla mas,
Zbyt często nadużywał –
Dość miała tej obłudy
I zeszła wreszcie z chmury
I do drzwi pałacowych
Zapukał żniwiarz ponury…
Lud po gnomie nie płakał,
Skończyły się zapusty
I przyszło otrzeźwienie:
Skarbiec w pałacu był pusty…
JAR