Taka myśl przyszła mi do głowy, gdy oglądałem i jeszcze intensywniej słuchałem tego przedstawienia. Kilka godzin śpiewanych piosenek z czasów Gomułki i trochę późniejszych, a w tle najpierw Kroniki Filmowe z tych lat, a potem i zdjęcia. Ujęcia czarno białe i kolorowe. Także śpiewający aktorzy z czarnobiałych strojów gomułkowszczyzny przechodzili w kolory bananowej młodzieży. Lecz to piosenki tych czasów, po 1956 roku, są głównym motywem i to dosłownym tego spektaklu. Bo to jest teatr. Śpiewany głównie, ale teatr. Nie żaden musical, wodewil, czy coś podobnego.
Teatr Polski w Szczecinie i jego najnowszy spektakl, to prawdziwa uczta dla tych, którzy rozpoznawali co się śpiewa. I trafiały te słowa i dźwięki gdzieś w pamięć lat młodości. Wielu na sali nuciło wraz ze śpiewającymi aktorami, wydobywając z pamięci słowa piosenek: Krzysztofa Klenczona, Heleny Majdaniec, Ady Rusowicz, Czerwonych Gitar, Filipinek, z których trzy panie były na sali, bo jakby inaczej w Szczecinie, Skaldów, Trubadurów, Czesława Niemena. W sumie około 40 utworów.
Pomyślałem, że ten big – beat, szedł i tworzył historię PRL -u, bo innej Polski nie było. Wyrażał, uczucia, pragnienia młodych. Opisywał ich życie, miłość, pracę i zabawę. To ważne dziś, gdy opowieść o żołnierzach wyklętych i antykomunistycznym oporze, to jedyne co wypełniało serca i umysły Polaków. Długie rozmowy po premierze Nocy kolorowych chmur, z reżyserem Adamem Opatowiczem, i z Dorotą Roqueplo, Krystyną i Grzegorzem, uzmysłowiły mi, że taki pomysł muzyczny w teatrze, dobrze skonstruowana opowieść poprzez piosenki, mówi też wiele jaki to był kraj, ten PRL, a że naprawdę innego nie było.
I jakoś tak w głowie miałem taki tekst Vaclava Havla: „…moja pierwsza w życiu podróż zagraniczna w 1957 roku… w ramach jakiejś wymiany studenckiej spędziliśmy wraz z Olgą kilka dni nad morzem w okolicach Sopotu. W Polsce była wtedy ‘odwilż’ po dramatycznym Październiku 1956 roku, więc pochłanialiśmy masę krytycznych i niezależnych tekstów, które tu się mogły ukazywać, wokół wszędzie rozbrzmiewał rock’n’roll, co u nas oczywiście nie było możliwe”. I o tym też jest ten spektakl, uchwycony w dźwiękach, a co człowiek teatru Havel, tak dobrze wyraził.
Ale wychodząc z sali Nowego Browaru, kontem oka dostrzegłem jak trzy Filipinki podpisują płytę wydaną z piosenkami ze spektaklu.
Pomyślałem, dobrze, że się zaszczepiłem, bo mogę w tej premierze spokojnie i bezpiecznie uczestniczyć.
I jeszcze te słowa Niemena, które także mnie znowu, w dzisiejszym teraz polskim kontekście, uderzyły: „Dziwny jest ten świat,…i dziwne jest to, że od tylu lat, człowiekiem gardzi człowiek”.
Ale były też i weselsze teksty…
I jeszcze, drugie jeszcze. Ci aktorzy i aktorki, śpiewający… Dawno nie spędziłem tak dobrze kilku godzin w teatrze, i to nie tylko z powodu pandemii.
Tomasz Dostatni OP