Dzień flagi

0
455

Dla mnie Polska jest i pozostanie Ojczyzną, miejscem narodzin i życia. Nie utożsamiam się jednak z wieloma cechami polskości: przaśnością, bylejakością, smutą, podejrzliwością, brakiem uspołecznienia, bezinteresowną zawiścią, pychą, zadzierzystością, która imituje odwagę, nacjonalizmem imitującym miłość Ojczyzny. Komu trzeba więcej odsyłam do mojego Mistrza.

Prof. dr hab. Tadeusz Gadacz

Józef Tischner – Polskie wady narodowe

Kochał Polskę. Był silnie związany z Ojczyzną. Pisał: „Jakim słowem wyrazić ową więź, która łączy ludzi i czyni ich dziećmi tej samej Ojczyzny? Należy użyć tutaj słowa – wzajemność”. Ta właśnie dbałość o wzajemność kazała mu być krytycznym. Wbrew powszechnemu obecnie przekonaniu nie uznawał tej krytyczności za antypolską. Wręcz przeciwnie. Pisał: „Źle rozumuje ten, kto sądzi, że sprzeciw jest aktem zerwania. Sprzeciw to w gruncie rzeczy także akt twórczej wzajemności. Ileż to razy historia Polski wyrażała wdzięczność tym, którzy się Polsce sprzeciwiali! (…) Kto się sprzeciwia aktualnej Polsce, czyni to w imię polskiej nadziei i zawsze jakoś przygotowuje grunt pod Polskę jutra”.

Sprzeciwiał się wszystkiemu, co stawało na drodze polskiej nadziei i uniemożliwiało myślenie o Polsce jutra. Patronował mu w tym Cyprian Kamil Norwid, którego uznał za najbardziej przenikliwego myśliciela spraw Polski i Polaków. Oddajmy mu zatem głos, nadając jego diagnozom postać katalogu wad narodowych.

Pierwsza to wada melancholii. Już we wczesnym artykule z 1970 roku „Chochoł sarmackiej melancholii”, nawiązując do symbolu chochoła z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, mistrzowsko opisał polską melancholię narodową rodzącą się z porażki: „Melancholia jest rozpaczą, która nie zdążyła dojrzeć. (…) Melancholia od tej strony oglądana jest stanem niedojrzałej radości. Kryje ona w sobie radość doprowadzoną do połowy i w połowie skazaną na przeistoczenie w egzystencjalny smutek”. Polski narodowy smutek ma według Tischnera niepowtarzalną w innych narodach swojską nutę rzewności. „Rzewność nie jest ani tak gwałtowna jak rozpacz, ani nie koncentruje się tak wyłącznie na jednym wydarzeniu jak żałobny płacz. (…) Rzewność jest swojska, polska. Jest dla melancholii tym, czym dźwięk dla tonu, kolor dla przestrzeni, fala dla płynącej wody”. Diagnozując narodową melancholię usiłował wyleczyć z niej Polaków, świadom, że jest ona zdegradowaną formą istnienia. Żywi się bowiem własnym bólem, któremu podporządkowuje całe życie społeczne i polityczne. Pisał: „Wartość cierpienia niech usprawiedliwia teraz trwanie w melancholii. Stosunkom z ludźmi zaczyna towarzyszyć subtelny rys masochizmu”.

Wada druga to myślenie w kategorii etniczności. Polskość, według Tischnera, to nie jest typ więzi etnicznej, ale więzi kulturowej. I ta idea wciąż nie została do końca zasymilowana. Przesadne akcentowanie więzi etnicznej przeistacza się bowiem w prymitywny nacjonalizm. Skutkuje on zamknięciem, chwaleniem własnego śmietnika, krzywym zwierciadłem Polaka-katolika. Dlatego tak określił swoje powołanie jako księdza: „Kiedy myślę nad swoim losem, dochodzę do wniosku, że powinienem być Mikołajem Rejem polskiego katolicyzmu. On pierwszy zaczął dla Polaków pisać po polsku. I ja w polskim katolicyzmie powinienem stawiać polskie problemy, budzić katolików z poobiedniej drzemki, krytykować, kiedy z katolicyzmu robią sobie poduszki pod siedzenie”.

W swych myślach o Polakach i polskości wielokrotnie odwoływał się do Norwida. To ten polski wieszcz wskazał na coś, co stało się względnie trwałą kategorią polskiej wrażliwości. Tischner tak skomentował jego myśl: „jesteśmy „my” i „oni”, są „nasi” i „nie nasi”. Między „nami” a „nimi” rozciąga się przepaść. Rozmawiamy tylko z tymi, których możemy uznać za „naszych”. Natomiast „oni” – „nie nasi” – są poza rozmową. Krąg „naszych” jest określony uczuciowo: jest jakiś nastrój, znajome pieśni, jakieś słowa, zaklęcia, które rozpalają i ochładzają więzi. Emocja nie tylko dzieli „wybranych” od „nie wybranych”, ona również „wynosi” wybranych ponad prozę tego świata. „Nasi” są „lepsi”, bardziej „czcigodni”, bardziej „święci”. A dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że cierpią niezwykłym cierpieniem – cierpieniem ludzkości i Boga”.

Wada trzecia to rewolucja bez reformacji. I tu także odniósł się ks. Tischner do słów Norwida: „robienie reform odwzajemnia się z odrodzeniem ludzi, inaczej albowiem byłyby reformy robione albo za późno, to jest zostawałyby na papierze, albo przedwcześnie, to jest potrzebowałaby gwałtu publicznego, albo nareszcie nie byłyby rzeczą serio…”. I tak je skomentował:. „Ogólna zasada jest taka: żeby uratować Polaka, nie należy zabijać człowieka. Tylko ten jest dobrym Polakiem, kto jest dobrym człowiekiem. Polskość jest drogą do człowieczeństwa, a nie odwrotnie”.

Wada czwarta to niezdolność do przyznania się do winy. Nie jest wolnym człowiekiem ten, kto nie potrafi przyznać się do winy. Podobnie, jak nie jest wolnym naród, który nie potrafi uczynić wyznania własnych win i go wysłuchać. Pisał: „Najczęstszy sposób samooszukiwania polega na rozgrzeszaniu siebie, a obwinianiu innych. (…) Gdyby Polacy byli naprawdę religijni, nie próbowaliby na siłę przekonywać innych i siebie, że są nieskalani”. A w innym miejscu stwierdził: „Jak jest rewolucja, to się wiesza, wyłania się zatem wielu bohaterów (o których wcześniej nie słyszano i którzy zaczynają być odważni, kiedy przeciwnik leży już powalony na ziemi). Kiedy natomiast jest taki pokojowy przewrót jak u nas, to się nawzajem zawstydzają, jeden drugiego opluwa”.

Wada piąta to podejrzliwość. Podcina ona korzenie wzajemnego zaufania. Czytamy: „przede wszystkim zaufania obywatela do władzy, a także i zaufania obywatela do drugiego obywatela. (…) Zaufanie jest więzią łączącą człowieka z człowiekiem, ludzi z ludźmi. Zaufanie oznacza, że człowiek może polegać na drugim człowieku nie tylko w chwilach łatwych, ale również w granicznych sytuacjach życia. Kto ufa drugiemu człowiekowi, ten nie potrzebuje poddawać go nieustannej kontroli, ponieważ wie z góry, co drugi człowiek zrobi. Kryzys zaufania oznacza zatem pękanie elementarnej więzi między ludźmi. W miejsce wiary i wierności wchodzą nieufność i podejrzliwość. Życie społeczne przenika mrok, budzą się niepokoje i lęki”.

Wada szósta to odwet. Jest to pierwsza próba odpowiedzi na nieszczęście. Ale to właśnie z pragnienia odwetu i z pychy odwetem wzbudzonej rodzą się „abstrakcyjne pomysły”, które potem „tak boleśnie okupują”. Natomiast pokonując ducha odwetu, tworzymy gmach mądrości narodowej.

Wada siódma to resentymentalna zawiść. Pisał ks. Tischner: „Mali ludzie wzięli w dzierżawę moralność i za jej pomocą pryskają błotem na tych, którzy udowodnili, że winogrona nie były kwaśne. Stara to prawda: nawet najmniejszy gest wolności jest wielką obrazą tych, którzy grzali ciała w ciepłej niewoli. Dziś oglądamy owoce wczorajszej obrazy”.

Wada ósma to polski instynkt antypaństwowy. Był on według Tischnera w istocie rzeczy głęboko antypaństwowy. Państwa się zmieniały, a instynkt trwał. Im bardziej natarczywie zmusza się Polaka do przełknięcia „świadomości obywatelskiej”, tym bardziej zdecydowanie Polak wypluwa ów pokarm. Państwo, wiadomo, to coś, co daje się „wyzyskać” dla własnych celów.

Wada dziewiąta to przedkładanie sprytu nad prawdy oczywiste. „Ten przetrwa, kto wybrał świadczenie prawdom oczywistym. Kto wybrał chwilową iluzję, by na niej zarobić, ten przeminie wraz z iluzją”.

Wada dziesiąta to brak uspołecznienia, który skutkuje brakiem w budowie wspólnoty. „Jeśli powiedziało się, stwierdził Norwid, iż naród składa się nie tylko z tego, co wyróżnia go od innych, lecz i z tego, co go z innymi łączy, to powiedziało się zarazem, iż ta połączalności siła nie jest wcale żadnym ustępstwem, a tym mniej uszczerbkiem, ale owszem, przymiotem zupełności charakteru i własnością dodatnią”. Komentując te słowa stwierdził ks. Tischner, że to, co Norwid nazwał „połączalności siłą”, obecnie określamy jako uspołecznienie. A uspołecznić, to zbudować wspólnotę, zarówno między narodami jak i wewnętrzną wspólnotę narodową. Polacy grzeszą właśnie brakiem te „siły połączalności”, uspołecznienia.

Wada jedenasta to niecierpliwość „w rzeczach narodowych, która jest rozdarciem historii”. I tu, podobnie jak poprzednio, cytując Norwida, pisał: „Stawmy sobie przed oczy kluczowe słowa: poświęcenie, widzenie narodowego interesu, rozczarowanie, abstrakcyjne pomysły, burze namiętności, niecierpliwość i mądrość płynącą z przeżytego doświadczenia – oto duchowa przestrzeń, w której obraca się ojczyste sumienie”. Na koniec wada dwunasta. Być może najcięższa, bo dotycząca polskiej solidarności. Czytamy w „Etyce solidarności”: „Solidarność, ta zrodzona z kart i ducha Ewangelii, nie potrzebuje wroga lub przeciwnika, aby się umacniać i rozwijać. Ona się zwraca do wszystkich, a nie przeciwko komukolwiek. (…) Przeżywamy dziś niezwykłe chwile. Ludzie odrzucają maski z twarzy, wychodzą z kryjówek, ukazują prawdziwe twarze. Spod prochu i zapomnienia wydobywają się na jaw ich sumienia. Jesteśmy dziś tacy, jacy na prawdę jesteśmy. (…) To, co przeżywamy, jest wydarzeniem nie tylko społecznym czy ekonomicznym, lecz przede wszystkim etycznym. Rzecz dotyka godności człowieka. Godność człowieka opiera się na jego sumieniu. Najgłębsza solidarność jest solidarnością sumień”. Niech te ostatnie słowa wystarczą za wszelki komentarz.

Oto, co by dzisiaj powiedział nam ks. Józef Tischner.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here