Holenderski filozof Rutger Bregman proponuje nam następujący eksperyment: otóż wyobraźmy sobie, że na rynku pojawił się lek, którego zażywanie wprowadza „błędną ocenę ryzyka, niepokój, obniża nastroje, wyuczoną bezradność, pogardę i wrogość wobec innych oraz brak wrażliwości”. Sądzicie, że rządy taki lek powinny natychmiast wycofać z rynku? Jasne, że tak. Tu się zgadzamy. Tyle, że my ten lek, który zarazem jest trucizną, każdego dnia, szczególnie nasze dzieci, zażywamy. I to na masową skalę. To wiadomości.
Teraz przywołajmy już wprost komentarz Bregmana: „Wychowano mnie w przekonaniu, że informacje są dobre dla naszego rozwoju. Że jako zaangażowany obywatel mam obowiązek czytać gazety i oglądać wieczorne wiadomości. Że im pilniej śledzimy wydarzenia w kraju, tym lepszy mamy obraz sytuacji i tym zdrowsza jest nasza demokracja. W obecnych czasach rodzice nadal opowiadają tę historię swoim dzieciom, ale naukowcy dochodzą do bardzo różnych wniosków. Jak wynika z dziesiątków badań, wiadomości stanowią zagrożenie dla zdrowia psychicznego”.
Oczywiście, zapytacie, dlaczego? Czyżby nagle wiedza szkodziła naszym dzieciom? Holenderski filozof przywołuje badania, które przeprowadzono kilka lat temu. Socjologowie postawili proste pytanie respondentom w trzydziestu różnych krajach: „Czy uważasz, że, ogólnie rzecz biorąc, świat staje się lepszy, pozostaje taki sam, czy jest gorszy?”. Co się okazało? W każdym kraju, od Rosji, poprzez Kanadę, a na Węgrzech kończąc, zdecydowana większość ludzi odpowiedziała, że sytuacja się … pogarsza. A przecież, i to już komentarz Bregmana, jest dokładnie odwrotnie. „W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci obniżył się poziom skrajnego ubóstwa, spadła liczba ofiar wojen, umieralność i liczba pracujących dzieci, przestępczość, poziom głodu, zmniejszył się także wskaźnik śmierci w wyniku katastrof naturalnych i lotniczych. Żyjemy w najbogatszej, najbezpieczniejszej i najzdrowszej epoce w historii”.
Wiadomości, które przykuwają naszą uwagę, traktują o czymś wyjątkowym – czy to atak terrorystyczny, krwawa rebelia czy klęska żywiołowa. Im bardziej spektakularny news tym większa wartość informacyjna. Krótko: dobra wiadomość to zła wiadomość. Dlatego nigdy nie przeczytacie nagłówka podczas którego reporter mówi: „Stoję tu, pośrodku pustkowia, gdzie wciąż nie ma śladu wojny”.
Dlaczego więc my, ludzie, jesteśmy podatni na mroczny i drastyczny wydźwięk newsów? Bo, raz, mamy, jak mówią psychologowie, inklinację negatywną – jesteśmy bardziej nastawieni na zło niż dobro. Dwa, ciąży na nas tzw. heurystyka dostępności. Jeśli możemy łatwo przywołać jakieś zjawiska – przemoc, głód, nienawiść – to uważamy, że są one powszechne. Jak gorzko zauważył libański statystyk Nassim Nicholas Taleb: „Nie jesteśmy wystarczająco racjonalni, aby mieć kontakt z mediami”.
Jarosław Makowski