Szczecin to miasto duże. Może nie metropolia, ale na tyle duże miasto, że może się w nim coś dziać a ja jakoś dowiaduje się o tym po czasie. Mieszkam tu ciągle zbyt krótko aby trzymać rękę na pulsie, wydarzeń które jakoś mnie interesują, czy są mi bliskie. Myślę teraz o wystawie w Trafostacji, Martiny Smutnej. Dopiero z Pragi od jej wuja, skąd inąd mojego najbliższego czeskiego przyjaciela Jarka, którego znam 35 lat, dowiedziałem się o tej wystawie. Zawsze lepiej późno niż wcale. Odbył się wernisaż, na którym nie byłem bo nie wiedziałem. Z Facebooka, ze zdjęcia dowiedziałem się, że przyjechała Renata, mama artystki, która mieszka na Morawach w miasteczku Strażnica. Miasteczku, które znam i odwiedzam od ponad trzydziestu lat. To teren winny, i dobrej śliwowicy. Nie raz z dziadkiem Martiny, panem doktorem, który choć był adwokatem, to winogrona uprawiał i wino wyrabiał, próbowałem owoców jego trudu. A śliwowica pochodziła z jego rodzinnej miejscowości. To najlepsze morawskie lekarstwo próbowałem także i dalej próbuje z uzasadnionym zachwytem. Uczestniczyłem też w Strażnicy w festiwalu wina.
Martina to już uznana czeska malarka, wystawiająca swoje prace po całym świecie. Szczeciński cykl jest zatytułowany „Za pan brat”. Musze powiedzieć, że taką wizualna, kolorystyczna sztuka, często skreślony realizm obrazów jakoś mi do praskiej bohemy pasuje. Te figury, ci ludzie w ponad normatywnych rozmiarach, to praska tradycja malarska. Lecz w nowym, prawie najmłodszym pokoleniu, u Martiny Smutnej, ten głos, obraz ma swój indywidualny charakter. Ktoś o tych obrazach napisał: „Jest to świat emocji i relacji widziany ze stereotypowej perspektywy ról społecznych”. Zgadzam się i jeszcze bym od siebie dodał, ci ludzie na tych obrazach, są inspirujący i wciągają nas oglądających w swój świat. Który też jest naszym światem.
Smutno mi, że Martiny, którą znam od dziecka, Renaty, nie mogłem podejmować w Szczecinie osobiście. Cieszę się, że jej obrazy w Trafostacji można jeszcze oglądać. Do 25 września, jak podają organizatorzy.
I wspominam te wieczory gdy cała rodzina Smutnych, Jurczaków, Muczków i Subertów muzykowała. Bo to artystyczna rodzina w wielu pokoleniach. I trzymam kciuki, aby obrazy Martiny Smutnej nie raz jeszcze zawisły w galeriach Starego Kontynentu i Nowego Świata.
Kto nie widział niech się wybierze do Trafostacji. Warto.
Tomasz Dostatni OP