Co dwie głowy, to nie jedna – od partycypacji do deliberacji

0
721

Uczestnictwo mieszkańców w decydowaniu o losie wspólnot lokalnych, w których żyją, jest esencją demokracji. Powinno być traktowane jak wartość, a nie tylko wymagany prawem element tworzenia lokalnego prawa. Konsultacje społeczne, ciała dialogu czy budżety obywatelskie to dopiero początek angażowania mieszkańców w społeczeństwo obywatelskie. Budujmy demokrację deliberatywną.

Polskie przysłowie „Co dwie głowy, to nie jedna” doskonale sprawdza się jako najprostsze wytłumaczenie, dlaczego potrzebujemy partycypacyjnych procesów decyzyjnych. Włodarze na każdym szczeblu samorządowym, ale także przedstawiciele władzy krajowej, zapewniają, że wsłuchują się w głosy obywateli. W kampaniach wyborczych kandydaci licytują się, kto szerzej na ten głos się otworzy. Po wyborach często… zostaje po staremu. Podstawowe formy partycypacji obywatelskiej na stałe wpisały się w sposób zarządzania wspólnotami samorządowymi i krajem. Za obco brzmiącym słowem stoi jednak dla wielu nadal niezrozumiała koncepcja dzielenia się zdobytą władzą, „niepotrzebnych dyskusji” i kontaktu z „roszczeniowymi mieszkańcami”. Jestem przekonany, że partycypacyjne zarządzanie jest możliwe tylko wtedy, kiedy decydenci naprawdę wierzą w wartość uczestnictwa mieszkańców. Władze na każdym szczeblu powinny zrozumieć, że szeroki udział w konsultacjach leży także w ich interesie, a mało rozwinięta współpraca z organizacjami pozarządowymi negatywnie odbija się na całej wspólnocie lokalnej. Wpływa na poziom życia, jakość lokalnej legislacji oraz rozwój samorządu i kraju.

Słowo „partycypacja” zyskiwało popularność kilkanaście lat temu. Dziś widzimy, że konsultacje czy inne mechanizmy partycypacyjne, w które angażujemy obywateli, nie są idealne. Coraz częściej mówi się o potrzebie wprowadzania narzędzi deliberacji. To właśnie demokracja deliberacyjna/deliberatywna staje się dziś głównym nurtem zmian w polityce.

W 1969 roku amerykańska badaczka Sherry Arnstein zaprezentowała „drabinę” partycypacji , obecnie klasyczny już model wyjaśniający, czym jest partycypacja. Arnstein wskazała formy traktowania obywateli przez władze. Najniżej ulokowała te niepartycypacyjne – manipulacje i terapię (władza „uczy” obywateli, jak należy postępować); na kolejnych szczeblach uplasowały się przekazywanie obywatelom informacji, prowadzenie konsultacji oraz placation, tłumaczone na język polski jako „figuranctwo”, „uczestnictwo na pokaz” albo „uspokajanie nastrojów”. To ostatnie zjawisko polega na prowadzeniu dialogu z wybranymi przez władzę reprezentantami obywateli i pasuje do wielu polskich ciał dialogu (czyli różnego typu ciał doradczych) – gdzie to decydenci sami powołują konkretne, często sprzyjające im osoby. Arnstein nie nazywa powyższych form partycypacyjnymi; używa terminu „tokenizm”. Formy realnej partycypacji: partnerstwo, delegowanie władzy i kontrolę obywatelską, ulokowała na trzech najwyższych szczeblach drabiny.

Polski tokenizm

Angielskie słowo „token” można w koncepcji Arnstein przetłumaczyć jako „symbol”, a tokenizm to symboliczne zaangażowanie grup osób w procesy decyzyjne. Partycypacja w Polsce zwykle zatrzymuje się na szczeblach tokenicznych. Konsultacje społeczne nadal w dużej mierze polegają na zamieszczeniu w intrenecie konkretnej uchwały czy ustawy, a następnie oczekiwaniu, że mieszkańcy, bez odpowiedniego przygotowania czy informacji kontekstowych, będą wypowiadali się na temat szykowanych rozwiązań. Co prawda kiedyś te dokumenty były zamieszczane jedynie w BIP-ach, a dziś często znajdziemy je na nowoczesnych portalach internetowych z elektronicznymi formularzami zgłaszania uwag, mimo to nie zmniejsza się asymetria informacyjna między konsultującymi a konsultowanymi.

W miastach powstają coraz to nowe ciała dialogu. Do funkcjonujących od lat Rad Działalności Pożytku Publicznego i Młodzieżowych Rad dołączają rady seniorów, kobiet, biznesu, komisje dialogu społecznego. Należy jednak powiedzieć jasno: nie jest najważniejsze, ile ciał dialogu powołają władze. Liczy się to, z iloma z nich będą regularnie się spotykać, konsultować, pytać je o zdanie… Wiele z ciał dialogu odpowiada opisywanemu przez Sherry Arnstein placation. To doradcze komitety, często wskazywane przez decydentów, pozbawione kompetencji, wsparcia merytorycznego. Dobrym przykładem tokenizmu jest rządowa Rada Dialogu z Młodym Pokoleniem, gdzie to minister wybiera reprezentantów młodzieży. Takie ciała są „listkiem figowym” podejmowanych decyzji. Ktoś może powiedzieć, że lepsze to niż nic, lecz tworzenie fasadowych rad, prowadzenie konsultacji bez odpowiedniego przygotowania, ostatecznie zmniejsza zainteresowanie mieszkańców, wpędza ich we frustrację i w zniechęcenie. Widać to często wśród Młodzieżowych Rad Gmin: młodzi, aktywni uczniowie, którzy dzięki udziałowi w radzie mieli poznać samorządność, rozumieć działanie wspólnoty lokalnej i starać się wziąć za nią choć ułamek odpowiedzialności, nierzadko kończą działalność przekonani, że praca samorządowca polega na składaniu wieńców, wspólnych zdjęciach i fasadowym dialogu, z którego i tak nic nie wynika. Na szczęście nie wszystkie konsultacje i ciała dialogu są tokenizmem. To od gospodarzy zależy, czy staną się realną formą dialogu z mieszkańcami.

Kierunek: partycypacja

Wielu samorządowcom i przedstawicielom władzy centralnej nasuwa się pytanie: „Po co dzielić się władzą? Wygrane wybory, praca, zainwestowane pieniądze i poparcie mieszkańców – to daje mi mandat do rządzenia!”.

Pierwszym krokiem do zrozumienia wartości partycypacji może się stać zrozumienie zasady pomocniczości czy też subsydiarności. Konstytucyjna zasada subsydiarności, definiowana formułą „tyle państwa, ile to konieczne, i tyle społeczeństwa, ile to możliwe”, oznacza w praktyce uznanie, że obywatele samodzielnie i bezpośrednio powinni decydować o wszystkim tym, o czym… mogą decydować. Co więcej, obywatele i ich organizacje powinni brać odpowiedzialność za wiele elementów życia swoich wspólnot lokalnych, wspólnie realizując zadania nałożone na gminę prawem.

Jeśli chcemy budować prawdziwie subsydiarną Polskę i lokalne, uczestniczące wspólnoty, skupmy się na partnerstwie, delegowaniu władzy i kontrolowaniu jej przez obywateli. Partnerskie relacje między obywatelami i ich organizacjami a władzą na każdym poziomie można porównać do relacji międzyludzkich. Aby były dobre i oparte na równej pozycji stron, powinny opierać się na zaufaniu, zrozumieniu, empatii, otwartości na potrzeby drugiej strony, wyrozumiałości. Konsultacje społeczne, jeżeli mają być prawdziwie partycypacyjne, należy prowadzić w sposób maksymalnie angażujący mieszkańców i oferujący im narzędzia do podjęcia świadomych decyzji w sprawach, o które są pytani. Ciała doradcze będą miały prawdziwy sens pod warunkiem, że decydenci będą regularnie prowadzili z nim dialog i szukali wspólnych rozwiązań.

Mimo że zasada subsydiarności została zapisana w Konstytucji, a także w ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, w wielu miejscach w Polsce nie jest przestrzegana, samorządy postępują wręcz wbrew niej. Zamiast szanować niezależność organizacji i wspierać ich aktywność, powierzać im zadania, gminy podejmują działania konkurencyjne. Na przykład zapraszają organizacje pozarządowe do prowadzenia działań profilaktyki uzależnień, a w otwartym konkursie ofert przyznają symboliczne kwoty. Jednocześnie podobne działania realizują jednostki samorządowe dysponujące nieporównywalnie większymi zasobami. Podobnie jest z kulturą i wieloma innymi dziedzinami życia społecznego.

Sytuację uzdrowiłaby zacieśniona współpraca z organizacjami pozarządowymi. Podmioty te, najczęściej stowarzyszenia i fundacje, dziś realizują szereg zadań jednostek samorządu terytorialnego. JST i NGO łączy wspólnota celów. Urząd miasta, gminy czy powiatu co prawda różni się od lokalnego stowarzyszenia strukturą, budżetem, skalą zatrudnienia i sposobem zarządzania, ale na poziomie celów te dwie z pozoru różne instytucje się spotykają. Zarówno stowarzyszenie, fundacja, jak i gmina działają na rzecz dobra wspólnego, w celach społecznych.

Myśląc więc o zasadzie subsydiarności oraz zwiększaniu partycypacji w gminie, przy każdej podejmowanej decyzji, tworzeniu nowych jednostek czy wyznaczaniu zadań należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to przedsięwzięcie mogą zrealizować sami obywatele i ich organizacje? Jeżeli na przykład jakaś organizacja działa na rzecz seniorów, po co gmina ma prowadzić klub seniora, skoro gdy może powierzyć go organizacji pozarządowej? To samo dotyczy schroniska dla zwierząt, domu kultury, świetlic, konkursów dla organizacji pozarządowych (regranting)… W ten sposób wspólnoty lokalne mogą wspiąć się na najwyższe szczeble drabiny partycypacji: delegowanie władzy i sprawowanie przez obywateli kontroli nad określonymi dziedzinami życia.

Dziś postulaty przekazania organizacjom pozarządowym podmiotów zarządzanych przez samorząd spotykają się zwykle z kontrargumentami dotyczącymi obaw o kompetencje. Pracownicy instytucji samorządowych boją się też utraty zatrudnienia. Decyzja o przekazaniu instytucji publicznych organizacjom pozarządowym zapada zwykle wtedy, kiedy samorządu nie stać na daną działalność i jedynym ratunkiem jest przejęcie jej przez stowarzyszenie czy fundację. Scenariusz ten dotyczy zwykle placówek edukacyjnych – NGO-sy poprowadzą je taniej, ponieważ nie muszą stosować Karty Nauczyciela. Taka sytuacja obnaża błędne podejście do działania organizacji obywatelskich. Dopóki organizacje nie zdobędą należytego zaufania, nie będą realizować poważnych zadań publicznych. Powierzenie NGO-som przez władze samorządowe prowadzenia wybranej placówki czy usługi społecznej nie powinno wynikać jedynie z kalkulacji kosztów. Ważna jest wiara w wartość partycypacji i subsydiarności.

Plebiscyty zamiast uczestnictwa

Jedną z najbardziej rozpowszechnionych form uczestnictwa w życiu społecznym jest budżet obywatelski. Kiedy dziesięć lat temu zyskiwał w Polsce popularność (między innymi dzięki zaangażowaniu Instytutu Obywatelskiego i pierwszym publikacjom na ten temat), wydawał się dobrą metodą wdrażania mieszkańców w życie lokalnych społeczności. Zgodnie ze znowelizowaną w 2018 roku ustawą o samorządzie gminnym w gminach na prawach powiatu mechanizm ten jest obowiązkowy. W ramach budżetu obywatelskiego mieszkańcy w bezpośrednim głosowaniu decydują corocznie o części wydatków budżetu gminy, a budżet określany jako „szczególna forma konsultacji społecznych” ma charakter wiążący dla Rady Gminy. W ustawie wprost zapisano: „Zadania wybrane w ramach budżetu obywatelskiego zostają uwzględnione w uchwale budżetowej gminy. Rada gminy w toku prac nad projektem uchwały budżetowej nie może usuwać lub zmieniać w stopniu istotnym zadań wybranych w ramach budżetu obywatelskiego” .Realizacja budżetów obywatelskich w Polsce pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Niektóre gminy wprowadzają obostrzenia ograniczające możliwości głosowania. Wyzwaniem pozostaje ogólnodostępność finansowanych działań – w wielu miejscach w Polsce dzięki budżetowi obywatelskiemu powstaje infrastruktura szkolna, a uczniowie dostają dobrą ocenę lub nagrodę za to, że zbiorą podpisy na dany projekt lub przekonają określoną grupę osób do głosowania. Takie działania nie tylko pokazują mieszkańcom, że proces wyboru projektów w ramach budżetu obywatelskiego przebiega z pominięciem dyskusji o potrzebach lokalnych społeczności; ogranicza się do gry – zwycięża drużyna, która zdobędzie najwięcej punktów.

Brak przestrzeni do dyskusji na temat potrzeb mieszkańców jest największą bolączką budżetów obywatelskich. Zamiast uczestniczyć w dzielnicowej czy miejskiej dyskusji na temat potrzeb gminy, budowania w mieszkańcach poczucia sprawczości i współodpowiedzialności, często pozostaje nam obserwować pojedynek projektowych „spółdzielni” zawiązywanych między grupami inicjatywnymi; walczą one o głosy na zaproponowane przez siebie działania. Miliony złotych wydawane są nierzadko niespójnie ze strategią rozwoju samorządu, za to zgodnie z interesem „skuteczniejszych” grup mieszkańców.

Od partycypacji do deliberacji

Deliberacja według słownika PWN to „rozważanie czegoś lub naradzanie się nad czymś”. W praktyce chodzi o angażowanie mieszkańców w procesy decyzyjne, czyli tworzenie dla mieszkańców przestrzeni do dyskusji i wspólnego podejmowania decyzji. Wśród ekspertów nie ma zgody, czy deliberacja jest jeszcze formą partycypacji, czy już innym, wyższego szczebla rodzajem angażowania mieszkańców w tworzenie lokalnej społeczności. Tradycyjne formy partycypacji oraz nowatorskie narzędzia deliberacyjne zwykle uzupełniają się nawzajem.

Według think tanku CitizensLab deliberacja skupia się na dyskusji i debacie, a partycypacja – na wzmacnianiu działań obywatelskich. Proces deliberatywny polega na wspólnej debacie mieszkańców i władz, zmierzającej do wypracowania konsensusu. Partycypacja jedynie stwarza szanse na przedstawienie głosu różnym grupom mieszkańców. Minusem deliberacji jest niewielka możliwość stosowania jej na masową skalę. Techniki partycypacyjne nie gwarantują natomiast długoterminowego zaangażowania mieszkańców.

Metody deliberatywne charakteryzuje zaangażowania reprezentatywnych grup obywateli w dyskusje nad rozwiązaniem ważnych dla ich otoczenia problemów. W ciałach dialogu, ale także w wielu konsultacjach, głos zabierają mieszkańcy zwykle niebędący reprezentatywną grupą dla danej społeczności. Uczestników do udziału w procesie deliberowanym dobiera się zwykle w losowaniu. Dzięki temu decydenci słyszą głos tych mieszkańców, których zwykle nie słychać, poznać rzadko artykułowane opinie, wyjść poza informacyjną bańkę. Co więcej, metody deliberatywne pomagają angażować na przykład migrantów.

Przykładem metody demokracji deliberatywnej są panele obywatelskie. Organizacja panelu obywatelskiego jest dla administracji samorządowej o wiele większym wyzwaniem organizacyjnym niż tradycyjne konsultacje, ale przynosi znacznie trwalsze efekty. Panel obywatelski polega na wypracowaniu rekomendacji dla samorządu przez grupę losowo wybranych mieszkańców, możliwie najbardziej reprezentatywną dla społeczności. Grupa, inaczej niż w trakcie typowych konsultacji, ma zapewniony dostęp do wiedzy eksperckiej, dzięki czemu eliminowana jest asymetria informacyjna, główny problem konsultacji społecznych. Na przykład w Lubelskim Panelu Obywatelskim wyłoniono w kilkustopniowej procedurze sześćdziesiąt osób. W losowaniu uwzględnia się kryteria, które czynią grupę maksymalnie reprezentatywną: znaczenie mają miejsce zamieszkania (dzielnica), płeć, wiek i wykształcenie. Panel spotyka się wiele razy (w Lublinie odbyło się sześć spotkań). Pierwsze spotkania mają charakter edukacyjny: eksperci i ekspertki z dziedzin związanych z tematem panelu dostarczają wiedzę na temat omawianego zagadnienia i odpowiadają na pytania uczestników. Ich wiedzą można się też podeprzeć w pozostałych etapach procesu. Druga część panelu, deliberatywna, polega na dyskusji uczestników facyliowanej przez neutralnych moderatorów w celu opracowania rekomendacji, na które zgodzą się uczestnicy panelu określoną w regulaminie większością głosów (na przykład 80 procent w Lublinie). Co ważne, za udział w panelu mieszkańcy i mieszkanki zwykle otrzymują wynagrodzenie.

Inną formą deliberatywną są sądy obywatelskie. Proces ten trwa krócej i angażuje mniejszą liczbę obywateli niż panele obywatelskie. W pracach sądów bierze zwykle udział kilkanaście osób demograficznie reprezentatywnych dla danego obszaru; zbierają się, aby w drodze świadomej debaty podjąć wspólną decyzję lub zalecenie w sprawie omawianych problemów. Zwykle debatują na temat aktualnych, często spornych tematów. Sądy wykorzystywane są nie tylko w sprawach lokalnych; dwa sądy obywatelskie odbyły się w Australii w związku z planowaniem ogólnokrajowego programu zaangażowania społecznego i konsultacji na temat przechowywania paliwa jądrowego. Popularnością cieszą się także komórki planujące, dialog obywatelski i consensus conferences.

W tradycyjnych formach partycypacyjnych ścierają się interesy wielu grup; szczególnie widać to w budżetach obywatelskich. Samorządowcy obserwują tę walkę także w sytuacjach, kiedy poszczególne miejskie inwestycje czy decyzje zależą bardziej od zaangażowania poszczególnych grup mieszkańców (na przykład liczby podpisów zebranych pod petycją czy siłą protestu) i bieżących miejscowych problemów niż globalnego podejścia do potrzeb całego miasta. Tarć można uniknąć dzięki deliberatywnym metodom partycypacyjnym.

Zasady tworzenia procesów deliberatywnych dotyczących podejmowania decyzji publicznych

1. Cel. Powinien być określony jako precyzyjne zadanie powiązane z określonym problemem publicznym.

2. Odpowiedzialność za efekty (accountability). Proces powinien mieć realny wpływ na wdrażane później rozwiązania.

3. Przejrzystość. Projekt procesu i wszystkie materiały, metodologia, źródło finansowania, ewaluacja powinni być powszechnie dostępne. Cały proces dyskusyjny powinien być podany do publicznej wiadomości przed jego rozpoczęciem.

4. Reprezentatywność. Uczestnicy powinni być mikrokosmosem ogółu społeczeństwa. Osiąga się to poprzez losowy dobór próby, z którego dokonuje się reprezentatywnej selekcji, opartej na danych demograficznych.

5. Włączanie. Należy rozważyć, jak zaangażować grupy niedostatecznie reprezentowane. Do uczestnictwa warto zachęcać na przykład wynagrodzeniem, zapewnieniem lub opłaceniem opieki nad dziećmi i osobami starszymi.

6. Informacje. Uczestnicy powinni mieć dostęp do szerokiego zakresu dokładnych i przydatnych danych i wiedzy fachowej. Należy im umożliwić wysłuchanie ekspertów i interesariuszy oraz zadawanie im pytań.

7. Dyskusje grupowe. Uczestnicy powinni znaleźć wspólną podstawę dla swoich rekomendacji do władz publicznych. Wymaga to uważnego i aktywnego słuchania, rozważania wielu perspektyw, umożliwienia każdemu uczestnikowi wypowiedzenia się dzięki różnym technikom prowadzenia dyskusji, zajęć w małych grupach i na forum plenarnym pod okiem wykwalifikowanych facylitatorów.

8. Czas. Ze względu na złożoność większości problemów proces wymaga odpowiednio długiego czasu, aby uczestnicy zdążyli posiąść wiedzę, rozważyć argumenty i opracować przemyślane zalecenia. Aby uzyskać świadome rekomendacje OECD, uczestnicy powinni spotykać się osobiście co najmniej przez cztery pełne dni. Pomiędzy spotkaniami zaleca się pozostawienie czasu na indywidualną naukę i refleksję.

9. Integralność. Proces powinien być prowadzony przez zespół inny niż organ publiczny organizujący proces defibracyjny, na przykład przez podmiot zewnętrzny.

10. Prywatność. Należy szanować prywatność uczestników, chronić ich przed niepożądaną uwagą mediów i nękaniem, a także przed lobbystami i próbami przekupstwa. W niektórych sytuacjach uczestnicy powinni pozostać anonimowi do zakończenia procesu.

11. Ewaluacja. Proces powinien być poddany ewaluacji zarówno z udziałem uczestników panelu i jego organizatorów, jak i pod względem efektów wdrażania wypracowanych rekomendacji.

Nowe władze na nowe czasy

Można śmiało stwierdzić, że doświadczenia zebrane przy wdrażaniu budżetów obywatelskich, mimo wad tej metody, pomogły przekonać władze i mieszkańców do partycypacji. Przygotowały grunt pod opisane wyżej deliberatywne metody współdziałania władz z obywatelami. Trend zakorzenił się w wielu krajach.

W 2017 roku władze Toronto postanowiły wykorzystać metody deliberatywne w tworzeniu 2041 Regional Transportation Plan. Ustanowiono Regionalny Panel Referencyjny, aby stworzyć trzydziestu dwóm losowo wybranym mieszkańcom możliwość udzielania świadomych porad dotyczących zarządzania rosnącym zapotrzebowaniem na transport w ciągu najbliższych dwudziestu pięciu lat. Od października 2018 roku do maja 2020 roku Regionalny Panel Referencyjny odbył jedenaście całodniowych spotkań. Wcześniej Toronto wdrożyło Panel Przeglądowy. W 2015 roku na dwuletnią kadencję wylosowano trzydziestu dwóch uczestników; losowanie powtórzono w 2017 roku. Władze miasta informują, że „panel został stworzony, aby uzupełniać inne metody konsultacji społecznych, nie zaś je uzupełniać. Zdajemy sobie sprawę, że nasze tradycyjne metody konsultacji nie zawsze pozwalają nam w równym stopniu usłyszeć zdania wyrażane przez wiele różnych społeczności Toronto” .Dziś coraz mniej decydentów na świecie zastanawia się nie nad tym, czy stosować deliberację, ale jak sprawić, żeby ten proces nie był jedynie doraźnym projektem, a na stałe wpisał się w struktury decyzyjne. Jednym z prekursorów instytucjonalizacji metod deliberatywnych było Irlandzkie Zgromadzenie Obywatelskie, działające w latach 2016–2018. Należało do niego stu losowo wybranych obywateli, którzy rozważali pięć ważnych kwestii prawnych i politycznych: ósmą poprawkę do konstytucji, dotyczącą aborcji; starzejące się populacje; procesy referendalne. Rekomendacje zgromadzenia zostały przekazane parlamentowi do dalszej debaty. Na podstawie swoich zaleceń rząd zwołał referendum w sprawie zmiany ósmej poprawki i ogłosił klimatyczny stan wyjątkowy.

W Belgii powołano Stałą Radę Obywatelską, de facto nową izbę parlamentu. Pod koniec lutego 2019 roku w Ostbelgien, Niemieckojęzycznej Wspólnocie Belgii, parlament jednogłośnie powołał na mocy ustawy dwie nowe demokratyczne instytucje:1. Stałą Radę Obywatelską. Składa się z dwudziestu czterech losowo wybranych osób; otrzymują mandat do reprezentowania współobywateli przez półtora roku. Jedna trzecia członków zmienia się co sześć miesięcy. Mandat rady jest dwojaki. Po pierwsze, ustala agendę. W trakcie swojej kadencji inicjuje do trzech doraźnych paneli obywatelskich i decyduje o kwestiach, którymi panele powinny się zająć. Po drugie, pełni funkcję nadzorczą: gwarantuje, że zalecenia paneli obywatelskich będą przedstawione i omówione w parlamencie, a odpowiednia komisja parlamentarna i właściwy minister ustosunkują się do nich. Stała Rada Obywatelska spotkała się po raz pierwszy 16 września 2019 roku.2. Panele obywatelskie: od jednego do trzech paneli rocznie. W każdym panelu obywatelskim uczestniczy od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu losowo wybranych obywateli. O liczbie uczestników i czasie trwania panelu decyduje Stała Rada Obywatelska. Całość obsługuje specjalnie powołany Sekretariat.

Polska jest jednym z czterech krajów OECD, które najrzadziej korzystają z deliberatywnych metod angażowania mieszkańców . Czas to zmienić! Dobrze przeprowadzone procesy deliberatywne skutkują lepszą legislacją i nowymi rozwiązaniami dla samorządów, ale i całego kraju. Lobbyści i grupy interesów mają na nie znikomy wpływ, więc rekomendacje dla polityk publicznych są wypracowywane z udziałem zróżnicowanej reprezentacji obywateli.

Dzięki procesom deliberatywnym decydenci zyskują silną legitymację do podejmowania trudnych wyborów. Wzmocnieniu ulegają postawy obywatelskie. Demokracja deliberatywna może okazać się jedyną szansą na zasypanie społecznych podziałów i poszukiwanie prawdziwie wspólnych rozwiązań.

Michał Braun – praktyk w dziedzinie partycypacji publicznej, ekspert w wielu projektach edukacyjnych. W Instytucje Obywatelskim zajmuje się tematyką społeczeństwa obywatelskiego. Radny Miasta Kielce.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here