Cnotę stracili, rubelka nie zarobili.

0
1153
Foto: NBP

Pamiętam program Kuby Wojewódzkiego sprzed lat. Gościem był Andrzej Lepper. Zapytany o elegancki garnitur, efektowny krawat, dowodził lekko rozbawiony, że nie zmienił się, nie stał się lwem warszawskich salonów. „Nadal jestem zwykłym człowiekiem, ubrania w normalnych sklepach kupuję. Te buty, na przykład, w zwykłym sklepie, za 1.200 złotych”. Nie kpił, nie żartował. On naprawdę nie wiedział, że jego przeciętnemu wyborcy tysiąc dwieście musi wystarczyć na czynsz, gaz, światło, lekarstwa, jedzenie i picie. Na buty już niekoniecznie. Jakiekolwiek. Andrzej Lepper żył już wówczas w innym świecie. Tyle, że tego nie zauważył.

Pamiętam dyskusję nad projektem budżetu Państwa, przygotowanym przez rząd Leszka Millera. W ramach poszukiwania oszczędności wykreślono z niego dotację do barów mlecznych. – To w lewicowym rządzie nie powinno się zdarzyć – grzmiała wówczas jedna z posłanek SLD, bodaj Danuta Waniek, nie pamiętam. Dotacja do barów mlecznych dawała sporej grupie najuboższych szansę na jedyny w ciągu dnia ciepły posiłek. Pół porcji kaszy polanej tłuszczem, lub pierogi leniwe, bez śmietany. Posłowie lewicowej partii nie wiedzieli o tym. Żyli już w innym świecie, choć tego nie zauważyli.

Długo zapamiętam wydarzenia z Sejmu i Senatu z ostatnich dni. – Popełniliśmy błąd, błąd trzeba naprawić – mówił wczoraj Borys Budka przed senackim głosowaniem przyjętej trzy dni temu przez Sejm ustawy, wprowadzającej nowe zasady wynagradzania posłów, senatorów, ministrów, Prezydenta RP i jego małżonki. Błąd? Spróbujmy sobie uświadomić, co właściwie się wydarzyło. Platforma Obywatelska zawarła polityczny pakt z PiS-em i przeforsowała w Sejmie podwyżkę w trybie, który przez ostatnie pięć lat uznawała za skandaliczne parcie do władzy, niedopuszczalne złamanie zasad stanowienia prawa, o dobrym obyczaju nie mówiąc. Wprowadzili projekt ustawy chyłkiem, znienacka, bez choćby pozorów konsultacji społecznych. Bez opinii eksperckich, bez rozważania wariantów alternatywnych. Trzy czytania jednego dnia, bez dyskusji, bez opinii i argumentów. Jak najszybciej, w środku lata, by Suweren nie zorientował się, że coś dzieje się nie tak. Trzy czytania projektów ustawy jednego dnia to walec legislacyjny PiS, dowodzili od pięciu lat. Tryb wywołujący zgorszenie i zamęt w KO i na Lewicy. Z wyjątkiem ustawy dotyczącej pieniędzy. Lament był, ale dotyczył tylko zdumienia, że wyborcom ten skok na kasę nie spodobał się.

Trzeba więc było zrobić coś, co Suwerenowi się spodoba. Odrzucić pieniądze, które nagle zaczęły parzyć. W efekcie podwyżki, które parlamentarzyści przyznali sobie bez moralnych dylematów, ci sami parlamentarzyści postanowili odrzucić jako niemoralne. Suweren tupnął i godne stało się niegodnym. PO dokonała politycznego samogwałtu. Na dodatek bez żadnej przyjemności.

Popełniliśmy błąd, błąd trzeba naprawić – powiedział Borys Budka. My, czyli kto, bo nadal nie wiem. Zadziało się samo z siebie? Nikt się z nikim nie spotkał, nie uzgadniał warunków, nie deklarował PiS-owi lojalnej współpracy? Samo się uzgodniło, że tym razem ramię w ramię, pro publico bono, bo przecież te podwyżki w interesie społecznym są? Sama się wprowadziła partyjna dyscyplina, zarządziła rezygnacja z wystąpień w Sejmie, zaakceptowała legislacyjna biegunka? „A teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu” – powiedział król Julian, władca lemurów. Julianowi wolno – nie ukrywa, że obchodzi go wyłącznie on sam, jego tron, ozdobna czapka i słodziutkie mango. W tej ostatniej sprawie doskonale Juliana rozumiem, nawiasem mówiąc.

Jaki jest efekt całego zamieszania? Ani kasy, ani społecznego szacunku. Pozostał brzydki zapach kompromitacji. Chcieli i rubla zarobić i cnotę zachować, niecnoty. Zagrzmieć miał złoty róg, a nawet sznur z tego nie został. Partie opozycyjne zostały ośmieszone i upokorzone. Milczy kandydat KO na prezydenta, potencjalny zbawca narodu. Wakacje w końcu. Być może zajęty jest budowaniem ruchu obywatelskiego, mającego stanowić polityczną alternatywę dla PO, której to PO jest wiceprzewodniczącym? Milczą też nasi lokalni parlamentarzyści. Przyjrzyjcie ich profile Facebook czy Twittera. Nic się nie wydarzyło, nie ma czego komentować. Nikt nie ma nam w tej sprawie nic do powiedzenia. Zostawili nas z naszą frustracją samych. W końcu wakacje.

To ja im, w ramach wakacyjnej rozrywki, przypomnę wierszyk Aleksandra Fredry:

„Osiołkowi w żłoby dano
W jeden owies, w drugi siano.
Uchem strzyże, głową kręci,
I to pachnie i to nęci;
Od któregoż teraz zacznie,
Aby sobie podjeść smacznie?
Trudny wybór, trudna zgoda:
Chwyci siano, owsa szkoda,
Chwyci owies, żal mu siana.
I tak stoi aż do rana,
A od rana do wieczora;
Aż nareszcie przyszła pora

Że Oślina pośród jadła
Z głodu padła”

Rafał Jesswein.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here