Chętnie kupimy maliny

0
931
wh

Poszukuję 20 – 30 kilogramów świeżych ogórków – naprawdę świeżych, prosto z pola. Co do wielkości, to żeby trzy – cztery zmieściły się do litrowego twista. Jak się dobrze zakiszą to będę potrzebował może jeszcze drugie tyle. Chętnie kupimy maliny, ja i moja sąsiadka z dołu; po 20 kilogramów w cenie dwa razy wyższej niż cena skupu (ale zdecydowanie nie w cenie rynkowej, prawie złodziejską). Nie wykluczone, że ona albo ja przyjedziemy po te maliny, teraz to chyba tylko po odmianę wrześniową. Maliny w tym roku smakują wybornie

Podobnie jak wiele osób biorę udział w narodowym sporcie robienia przetworów. Nie przeczę, przetwory z półki są coraz lepsze. Ale co swoje to swoje. Przerobić 50 kg pomidorów to żadna sztuka. Ale niezależnie od firmy, nie ma porównania z dowolnym „półkownikiem” sok pomidorowy własny jest nie do przebicia. Są różne patenty na ten sok. To przeważnie pozostałość po przecierze pomidorowym, w Ostrowi Mazowieckiej mówią na to „potas” (ale nie po zmywaniu garów, żebyście nie myśleli).

Bracia rolnicy, i siostry, przywieźcie nam do miasta te pomidory na ten sok. I na ten przecier. Nie lamentujcie i nie klękajcie przed rządem, prosząc żeby coś zrobił. Bo szkoda na was patrzeć, na to wasze nieszczęście – bo to jest nieszczęście i potwarz dostawać w hurcie lub od producentów takie pieniądze. Wracając do pomidorów, ostatnio robimy te soki z odmiany lima. Te dwa złote (teraz trzy) to nie majątek, za stówkę można doświadczyć  wspaniałego smaku przez całą zimę.

Przecież możecie się zorganizować. Możecie dogadać się ze szkołami, które prowadzą stołówki. Szkoły też mogą zrobić przetwory, nawet z pomocą rodziców. Dlaczego, powtarzam to kolejny raz, identyfikujemy się z Jerzym Owsiakiem, raz w roku, koło Nowego Roku, a ze szkołą na co dzień nie potrafimy. Tu wrażliwość nasza nie sięga. A jak  już sięgnie to jest hamowana jest przez szkolne dyrekcje. A domy dziecka, a rodzinne domy dziecka. Hospicja…

Jeżeli jeszcze nie wiadomo o co chodzi, to jak krowie na rowie wyjaśniam; rowie się rymuje z krowie, ale już teraz nikt czasu na rów nie traci. Krowy chadzają i się pasą  na pastwisku, to takie duże, zielone i ogrodzone. Zróbcie to, co zrobili już dawno Amerykanie – zorganizowali sprzedaż bezpośrednią. Dziwne, że nikt o tym do tej pory nie przeczytał. Pewnie podobnie jest w Europie. Przepraszam, że to powiem, ale rolnicy mają cokolwiek pańskie maniery, może bardziej sadownicy, ogrodnicy. Handlem się nie zajmują, z handlu jako dodatkowego źródła dochodu nie korzystają.

Kto słyszał, żeby rolnicy zorganizowali wspólną ubojnię na wsi, a w mieście sprzedaż rąbanki – czyli jatki (jatki to nie jest miejsce handlu sztuką, to druga funkcjonalność tych budynków i pomieszczeń; pierwsza to handel rybami, mięsem i dziczyzną)? Żaden market w Szczecinie nie organizuje „zielonego rynku”, nie mówiąc o tym, że nie zostało wykreowane żadne miejsce w internecie, gdzie zamieszczane są informacje o tym, gdzie taniej można sobie zerwać lub wykopać samodzielnie – ale za cenę niższą choć dwu – trzykrotnie przekraczającą cenę skupu. Czy to może mieć znaczenie rynkowe ? Jeżeli oferta będzie rynkowa, to i znaczenie może być rynkowe. Co to znaczy… Świetnym przykładem na refleks sadowników są soki tłoczone z jabłek i gruszek, a słowa uznania  należą się również producentom AGD za całą linię pras do owoców. Wracamy do dawnych praktyk. Oferta sprzedaży będzie miała charakter rynkowy jeżeli np. wpłynie na ceny oferowane przez przetwórców.

Ale jak tu żyć, skoro ceny na szczecińskich rynkach wyższe niż w marketach, a w marketach oferta wcale nie gorsza niż na rynku.

Sprzedawać można masowo za cenę dużo większą niż w skupie (lub za taką samą jeżeli jest rozsądna), można ograniczyć koszt zbioru (zbiorą kupujący), można pomóc przetwarzać owoce na miejscu (udostępniamy letnią kuchnię), w gospodarstwie rolnym. Gotowe przetwory w słoikach nabywcy zabierają  do domu. Są przecież przykłady takiej kooperacji – choćby suszenie grzybów w gospodarstwach agroturystycznych.

Ale ja i moja sąsiadka chcieliśmy tylko te maliny, świeże ogórki, powiędnięte węgierki pod koniec września, te pomidory – lima, a mogą być malinowe. Lub zupełnie małe, z czubka krzewu; i ze dwa kilogramy zielonych, twardych na marynatę.

Wojciech Hawryszuk

3 sierpnia 2018

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here