Media obiegła sensacyjna wiadomość, że szczecińscy notable przesiąda się do samochodu na baterie. Dają tym samym przykład do naśladowania. Szkoda, że, przynajmniej na razie, samochody „plug in”, czyli całkowicie ładowane i napędzane elektrycznie, są tak drogie. Nie jest to zabawa na każdą kieszeń. Czy się to komuś podoba, czy nie – taki trend. Na razie pozostaje w sferze marzeń, ale kto wie? Obiektywnie rzecz biorąc – chyba nie mamy wyjścia i z czasem porzucimy dymiące limuzyny…
Pan Premier obiecał…

Tymczasem nasi sąsiedzi zza Odry wykorzystują Szczecin do testowania swoich samochodów i to bynajmniej nie elektrycznych. Od kilku lat przez całą dobę krążą, między innymi po Pogodnie i centrum miasta limuzyny znanej niemieckiej marki (zwanej w dawnych Niemczech „samochodami dla ludu”). Kilka samochodów (ostatnio nowe modele) jeździ non stop z niewielką prędkością w kółko po tych samych ulicach. Trasę wybrano nieprzypadkowo. Prowadzi starymi, od lat nieremontowanymi uliczkami, pełnymi wybojów i dziur. Co testują kierowcy? Nie wiadomo. Czy miasto ma z tego jakieś pożytki? Nie wiemy. Czy w ogóle ktoś wie, czy takie testy są legalne?

Samochody te, wszystkie w wersji kombi, mają na tylnym siedzeniu duży ładunek osłonięty czarną folią. Wystają z niego elementy przypominające zakrętki od kanistra. Wygląda to jak dodatkowy zbiornik paliwa… Czy taka przeróbka jest bezpieczna dla innych kierowców i przechodniów? To pytania do policji, która powinna rzecz sprawdzić. Dla ułatwienia podajemy fragmenty numerów rejestracyjnych. Na niemieckich tablicach widnieją litery WC i SYF. Nomen omen…
Redakcja